Grenlandia. Relacja Pawła Hałdasia.
/w Aktualności, Relacje klubowiczów, Wyprawy/Autor Szczepan PawelecOdbieram telefon, w słuchawce Yeti: „Nie chciałbyś pojechać w zimie na Grenlandię? Będzie można powspinać się big wall’owo tak jak lubisz”. Odpowiadam, że jeszcze przemyślę i się zdzwonimy. Temat mi umknął z pola myślenia na kilka dni, nie udało mi się „przysiąść” nad nim. Telefon, ponownie Yeti: „Stary, jedziemy. Już się rozeznałem w temacie, zaczynamy organizację”. Odpowiadam po chwili: „Ok”.
Skrupulatnie zaplanowana od ponad pół roku, krok po kroku wyprawa od wyboru celów po logistykę spotkała się z całkowitą zmianą planów tego pierwszego. Po przylocie do Uummannaq okazuje się, że pokrywa lodowa nie jest dostatecznie wytrzymała aby bezpiecznie podejść pod ściany, które nas interesują. Z pomocą przychodzi nam Anton, miejscowy Inuita, z którym wybieramy się na rekonesans. Po całym dniu jazdy skuterem, odwiedzeniu kilku miejsc znajdujemy to po co tutaj przyjechaliśmy. Odnajdujemy szeroki masyw, szybko patrzymy na siebie i już wiemy, gdzie będziemy się wspinać. Miejsce dodatkowo dodaje uroku z racji oddalenia około 40km od najbliższej wioski. Daje tam to poczucie całkowitego odosobnienia i pewnego „odpoczynku” od cywilizacji.
Wróciliśmy do wioski, przepakowaliśmy beczki z niezbędnym sprzętem, prowiantem na około 2 tygodnie i powróciliśmy pod ściane Oqatssut, gdzie 9 lutego rozpoczęliśmy przygodę z zimową Grenlandią.
Naszą bazę stanowiły 2 namioty, oddalone kilkadziesiąt metrów od ściany, w których spędzaliśmy większość czasu z powodu krótkiego dnia, ok 6h. Z racji niskich temp w ciągu dnia i jeszcze niższych w ciągu nocy ograniczyliśmy wszystkie czynności tak aby wykonywać je maksymalnie do zachodu słońca, bowiem średnia temp oscylowała w granicach -25 stopni C, w nocy -30 stopni C a czasami więcej.
Poruszaliśmy się metodą kapsułową, polegającej na tym, że każdy wyciąg poręczowaliśmy i zjeżdżaliśmy na noc na biwak. Po pokonaniu 9 wyciągów decydujemy się rozłożenie portaledga. Po całym dniu holowania worów transportowych, ściąganiu poręczówek rozkładamy portaledge i zostajemy sami ze ścianą jeszcze bliżej.
Orientacyjny przebieg linii wyznaczyliśmy sobie już na początku wspinania, następnie podążaliśmy intuicyjnie wraz z formacją, która czasami nas zaskakiwała, bowiem potrafiła czasami zupełnie „zniknąć”.
Cel ważniejszy dla Nas niż sama trudność drogi to cel braku odmrożeń, bowiem nabawienie się ich w poważniejszy sposób eliminowałoby nas z „gry”. Decydujemy się też nie zmieniać na prowadzeniu w ciągu dnia aby nie tracić czasu na operacje sprzętowe. Wyglądało to tak, że osoba asekurująca brała na „siebie” wszystko z ciepłych ubrań co miała a ta co prowadziła na tyle dużo aby jeszcze mogła swobodnie się poruszać.
Pozytywnie zaskoczyła nas pogoda. W ciągu wszystkich tych dni mieliśmy jeden zły dzień: wiatr, pyłówki. Pozostałe mimo, że chłodne okazały się albo słoneczne albo pochmurne.
Absolutną nagrodą był dla nas 24 luty, piękna słoneczna pogoda, praktycznie bezwietrznie gdy stajemy na szczycie masywu i dociera do nas, że już nie ma kolejnego wyciągu, teren zaczyna się „kłaść” i z pionowego świata, w którym byliśmy uwięzieni przez te wszystkie dni możemy zwyczajnie pospacerować i cieszyć się wewnętrznie z naszej przygody.
- Grenlandia, Zachodnie Wybrzeże, ściana Oqatssut,
- 700 m, 17 wyciągów, trudności – M5, A3, C2, VI Big Wall
- 10-24 luty 2023
- Pierwsze zimowe przejście big wall na Grenlandii