Zimowe zgrupowanie na Hali Gąsienicowej dla początkujących

W dniach 19-22.01.2025 odbyło się zgrupowanie, w którym udział wzięło 14 klubowiczów. Rejon Hali Gąsienicowej idealnie wpisał się w formułę zgrupowania, jest to idealne miejsce do rozwoju i nabierania zimowych doświadczeń oraz stawiania pierwszych kroków w rakach i wbijania dziab w trawki.

Mimo nieoptymistycznej prognozy pogody, zostaliśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni – warunki śniegowe były dobre, a niebo przez cały czas zachwycało nas swoim błękitem.

Wieczorami odbywały się wykłady – m.in. klubowego kolegi instruktora Krzyśka Zabłotnego na temat budowy stanowisk oraz przydatnych pro-tipów.

Wyjazd, mimo że dla początkujących, okazał się bardzo owocny w liczbę przejść, których wykaz zamieszczamy poniżej:

Zgrupowanie na Hali Gąsienicowej było niezwykle udane – udało nam się przewspinać wiele dróg, a uczestnicy zdobyli cenne umiejętności i doświadczenie w zimowej wspinaczce wysokogórskiej. Dziękujemy wszystkim za udział i do zobaczenia na kolejnych wyprawach!

Michał Truty


Lodowiec Stubai – pełnym gazem na krawędzi

Na fali pozytywnych wibracji przyjętych od Przemka Jezierskiego w trakcie warsztatów skiturowo-lawinowych podczas inauguracji sezonu zimowego WKW na Szrenicy, udało się zawiązać grupę, która w dniach 12-18 stycznia wybrała się na Lodowiec Stubai. Wyjazd był skierowany do średniozaawansowanych narciarzy, a naszymi głównymi celami było poprawienie techniki jazdy poprzez ćwiczenia na stoku, przeniesienie tej techniki z trasy w teren oraz podniesienie umiejętności z zakresu wyboru terenu w kontekście zagrożenia lawinowego. Czy te cele udało się zrealizować? Tutaj o zdanie powinniśmy poprosić samego Przemka, ale informacje zwrotne od uczestników były zdecydowanie na plus! 

W niedzielne popołudnie, po 9h trasy, zameldowaliśmy się w miejscowości Neustift im Stubaital, która była naszą bazą wypadową na lodowiec. Do stacji narciarskiej mieliśmy ok. 20 minut dojazdu i bezproblemowo meldowaliśmy się tam w okolicach 8:30 każdego dnia, tak aby zdążyć na jeden z pierwszych kursów gondoli. Rytm każdego dnia był podobny – na początek porządna rozgrzewka, następnie godzina jazdy indywidualnej, potem część szkoleniowa do 3h, przerwa (z której co niektórzy rezygnowali, żeby skorzystać z puchu poza trasami), dalsza część szkoleniowa i ok. godziny 16 rozpoczęcie ostatniego zjazdu, tym razem już na sam dół.

W trakcie części szkoleniowej Przemo jak obiecywał tak zrobił – cofnęliśmy się do początków, a więc do jazdy pługiem, aby następnie poznać tajniki „basic alpine position”. W trakcie tej części niektórzy z nas odkryli, że kolano niekoniecznie jest stawem zawiasowym i zgina się również do wewnątrz i na zewnątrz, a nie tylko przód-tył. Idąc tym tropem, wciskając bioderko, wycinaliśmy na stoku naszymi krawędziami przepiękne girlandy. W trakcie zajęć Przemek niejednokrotnie zamieniał się w operatora kamery, rejestrując materiał do wieczornej analizy, w trakcie której mógł się nad nami pastwić do woli. Po pierwszym dniu jazdy w ramach zajęć pozatrasowych na tapet wzięliśmy sobie pierwszą pomoc bazując na doświadczeniu Przemka ze szkolenia Wilderness First Responder (pierwsza pomoc w dziczy). Oprócz przypomnienia standardowych podstaw, poznaliśmy parę tricków (np. założenie chusty trójkątnej z odzieży poszkodowanego, którą ma na sobie) oraz zapamiętaliśmy, że wg protokołu postępowania WFR niezależnie od podejrzewanego urazu, nie można zlekceważyć sprawdzenia stanu palców u stóp 😀 . Po trzech dniach walki z naszą techniką (lub jej brakiem), czwartek okazał się być dniem off-piste. Była część poświęcona profilaktyce lawinowej a zdecydowaną większość dnia staraliśmy się spędzić poza wyratrakowanymi trasami – niestety warun nie rozpieszczał – było trochę puchu i ciężko będzie to przełożyć na tatrzańskie betony czy karkonoską lodoszreń łamliwą 😉 .

Sytuację poprawiały gdzieniegdzie muldy i wystające kamienie, dzięki którym tego dnia w ramach zajęć wieczornych poznaliśmy podstawy serwisowania nart – począwszy od uzupełniania ubytków w ślizgu, przechodząc przez ostrzenie krawędzi i kończąc na smarowaniu. Wracając do techniki poruszania się na stoku, w drugiej części tygodnia dotarliśmy do krótkiego skrętu, a nawet śmigu! Wniosek z tej części: przy krótkim skręcie najważniejsze to pamiętać, że każdy skręt może być naszym ostatnim 😀 .

Dla nas jako uczestników szkolenia, chyba najlepszą nagrodą było to, że na koniec dostaliśmy informację, że jest dla nas nadzieja w tym sporcie! W wielkim skrócie: Przemek spisał się wyśmienicie w roli instruktora, każdy z nas zanotował progres, część z nas po raz pierwszy poczuła moc jazdy na krawędzi i wyjechaliśmy ze Stubaiu głodni kolejnych dni na nartach. Do następnego!

Z klubowym pozdrowieniem, Melepety Team (Agata, Angie, Beti, Milena, Damian, Kuba, Marek) i młody, perspektywiczny instruktor Przemysław Jezierski.

PS Specjalne wyrazy uznania dla Beaty, która trzeciego dnia w trakcie upadku uszkodziła kciuk. Dopiero po powrocie do Polski okazało się, że jest złamany. Szybkiego powrotu do zdrowia i formy!


Rich na "Pattinagio artistico" WI3

Cogne – nie tylko pizza i kawa [relacja]

W dniach 18.01-26.01.2025 w Dolinie Aosty we Włoszech działała liczna ekipa WKW. Celem wyjazdu był rejon Cogne, który oferuje około 150 lodospadów.

Jest to jeden z najbardziej cenionych regionów do wspinaczki lodowej we Włoszech, a także w całej Europie. Rejon charakteryzuje się pięknymi, naturalnymi lodospadami, które przyciągają wspinaczy z całego świata.

Walory wspinaczkowe Cogne to m.in. szeroki wybór dróg lodowych o różnych stopniach trudności, różnej długości i powadze – od jednowyciągowych dróg do przeszło 600m alpiniad bez łatwego wycofu. Każdy wielbiciel kręcenia śruby znajdzie tu coś dla siebie.

Dodatkowo umiejscowienie w sercu Alp oznaczało malownicze widoki i… nieskończone ilości pizzy i kawy.

To co piękne, często rodzi się w bólu. Tak też było tym razem. Od początku walczyliśmy z różnymi przeciwnościami. Roszady w składzie przeprowadzane w ostatniej chwili i bagaż, który nie doleciał, to tylko niektóre z nich.

Determinacja była jednak spora. Ostatecznie nic nie mogło powstrzymać towarzystwa, żeby sobie coś „dziabnąć”.

Decydujemy się na podróż samolotem i wypożyczenie aut na miejscu. Od lotniska do Cogne jest około 2,5-3h jazdy.

Do naszej bazy noclegowej docieramy na raty. Cześć ekipy leci z Wrocławia, cześć z Krakowa, a część z Berlina. Największa gromada dociera grubo po 2:00, niestety bez jednego bagażu, który zaginął.

Następnego dnia zarządzamy późniejszy start. Różnorodność dróg (i wystaw) pozwala na bezpieczne działanie praktycznie o każdej porze dnia. Warunki zastane na miejscu są bardzo dobre. Mało śniegu i generalnie sporo lodu, chociaż później okaże się, że nie wszystkie lody będą w idealnych warunkach.

Ruszamy na wspinanie, a Andrzej… do wypożyczalni sprzętu. Na szczęście udaje mu się pożyczyć wszystko co niezbędne, a brakujące części wyposażenia dobiera od innych Klubowiczów.

Już pierwszego dnia padają zupełnie mocne przejścia – Wojtek z Agnieszką robią „E Tutto relativo” za WI4, a Rich z Porno – klasyk klasyków – “Patri”, wariantem za WI4+

Później już jest tylko lepiej.

Andrzej z Łukaszem przechodzą „Hard ice in the rock”, najłatwiejszym wariantem za WI4. Droga ma niebanalne dojście i start, przez co jest bardzo rzadko chodzona.

Najmocniejsze przejścia to “Tuborg” za WI5, który pada łupem Agnieszki i Wojtka, a także dzień później Porno i Richa.

Warto zaznaczyć, że na swoim lodowo-debiutanckim wyjeździe Profesor przechodzi “Candelabro del Coyote” za WI4+.

Ponieważ tydzień ma niewiele dni, staramy się wspinać bez wytchnienia i bez restu..

Ostatniego dnia, Rich i Łukasz przechodzą jeszcze “Lillaz Gully” (WI4/M4) co jest odpowiednio 6 i 7 drogą zrobioną dzień po dniu.

Poza wspinaniem korzystamy z uroków życia w Italii. Wieczorne rozmowy i wymiany doświadczeń, urozmaicone są pizzą i lampką wina.

W przeddzień wyjazdu, Agnieszka pokazuje kulinarne oblicze i z okazji swojego święta raczy nas przepysznym, domowym ciastem.

Ostatniego dnia Dolina Aosty żegna nas gęstymi opadami śniegu. Z żalem opuszczamy gościnne progi pensjonatu Les Nigritelles, ale tylko na chwilę… Widzimy się już za rok!


Łukasz

DatazespółDrogaWycenaZrobioneUwagi
19.01.2025Lidźka, Profesor, ŁukaszL’ AcheronteWI3Nie zrobioneWycof przed ostatnim wyciągiem ze względu na późną porę
19.01.2025Wojtek, AgnieszkaE tutto relativoWI4Zrobione
19.01.2025Gosia, AndrzejPatriWI3ZrobioneI wyciąg
19.01.2025Porno & RichPatri Gauche / Candelone di PatriWI4 / WI4+Zrobione
20.01.2025Andrzej, Profesor, ŁukaszPattinaggio artisticoWI3+Zrobione
20.01.2025Lidka; Porno&RichPattinaggio artisticoWI3+Zrobione
20.01.2025Wojtek, AgnieszkaPatro Gauche z końcówką Candelone di Patri Wi4+Wi4/ wi 4+Zrobione
20.01.2025Gosia, CristobalCascata LillazWI3ZrobioneIII i IV wyciag
21.01.2025Andrzej ŁukaszCascata LillazWI3ZrobioneTylko górne wyciągi w warunkach
21.01.2025Lidźka, ProfesorCascata LillazWI3ZrobioneTylko górne wyciągi w warunkach
21.01.2025Gosia, CristobalPatriWI3+ZrobioneI,II,III wyciąg
21.01.2025Wojtek, AgnieszkaCascata di LillazWi3Tylko górne wyciągi
21.01.2025Porno & RichMonday MoneyWI4Zrobione
22.01.2025Andrzej ŁukaszHard Ice in the rockWI4Zrobione
22.01.2025Lidźka, ProfesorValmianaWI3+Zrobione
22.01.2025Gosia, CristobalStella ArticeWI4ZrobioneI wyciag
22.01.2025Wojtek, AgnieszkaCandelabro del coyoteWI4+Zrobione
23.01.2025Porno & RichCandelabro del CoyoteWI4+Zrobione
23.01.2025Andrzej ŁukaszChandelle LevureWI4Zrobione
23.01.2025Lidźka, ProfesorChandelle LevureWI4Zrobione
23.01.2025Gosia, CristobalE tutto relativoWI4Zrobione
23.01.2025Wojtek, AgnieszkaTuborgWI5Zrobione
24.01.2025Porno & RichTuborgWI5-Zrobione
24.01.2025Wojtek, AgnieszkaChandelle LevureWI4pierwsze 3 wyciągi
24.01.2025Profesor, ŁukaszCandelabro del coyoteWI4+Zrobione
24.01.2025Gosia, CristobalCandelabro del coyoteWI4+Zrobione
25.01.2025Rich, ŁukaszLillaz GullyWI4/M4Zrobione


Taghia – Yosemite północnej Afryki, czyli relacja Martyny i Krzyśka.

Wszystkie drogi prowadzą do Azilal

Wszystkie drogi prowadzą do Azilal

Afrykańskie Yosemity. Choć mi bardziej pasuje określenie Mekka wielowyciągowego wspinania. Miejsce uznawane przez wielu wspinaczy za najlepsze na świecie do długiego, sportowego wspinania. Jak policzyłem z przewodnika mamy tu prawie 80 kilometrów dróg wspinaczkowych.  To położona na południowych zboczach Atlasu Wysokiego Taghia. 

Jeśli chcemy się tam dostać lokalnym transportem to na pewno nie ominiemy Azilal. Takie polskie Koluszki. Na dworcu autobusowym, który takowym jest tylko z nazwy, bo nie ma tu żadnych autobusów, jest budka z dyżurnym, który przydziela pasażerów do Grandes Taxi. Najwięcej jest sześcioosobowych pickupów Dacii. Rozkładu jazdy nie ma. Gdy uzbiera się komplet pasażerów ruszamy w drogę. W kierunkach takich jak Ouzude, Beni Mellal czy Marakech dzieje się to bardzo szybko. Do oddalonego stąd o 90 kilometrów Zaouiat Ahansal, które jest ostatnią miejscowością przed Taghią jest jednak trudniej. Jest jeden chętny, Ja i Martyna to już trójka. Kierowca który ma nas wieźć podchodzi do mnie i daje mi telefon. Miła dziewczyna mówi mi, że właśnie dojeżdża z Marakechu i tłumaczy, że jeśli chcemy dojechać dzisiaj to musimy rozważyć zapłacenie za dwie brakujące osoby. To 5 euro za osobę więc praktycznie nie ma się nad czym zastanawiać, ale mówimy, że jeszcze z godzinę możemy poczekać.

Chafia

Chafia świetnie mówi po angielsku, co w Maroku gdzie po arabskim drugim językiem jest francuski wcale nie jest  takie częste. Właśnie wraca z Marakechu, gdzie pracuje jako przewodniczka nie tylko po mieście, ale i całym południowym Maroku. Merzuouga, Todra Gorge, góry Atlasu to jej miejsca pracy. Gdy dowiaduje się, że jedziemy do Taghii na wspinanie, pyta czy znamy Alexa Honnolda takiego  wspinacza z Ameryki Oczy jej lśnią  gdy opowiada o jego wizytach, przy których również pracowała. Pyta czy planujemy wejść na Ighil Makun, trzeci najwyższy szczyt Atlasu, który znajduje się w tych okolicach. Jego wysokość to 4071 metrów,  niecałe 100 metrów mniej niż najwyższy Toubkal. Kto wie?

Po godzince gdy nikt się nie zjawia, dopłacamy kierowcy 100 dirhamów i ruszamy w kierunku Zaouiat Ahansal.

Chafia uświadamia nas, że i w odległym Atlasie czas nie stoi w miejscu. Sławetne osiołki na których pokonywało się ostatni 10 kilometrowy odcinek do wsi Taghia, już nie dźwigają bagaży wspinaczy i turystów. Od niedawna jest porządna droga, którą pokonują nie tylko jeepy, ale i osobówki i kampery. Radzi nam wysiąść przy restauracji Atlas, tam na pewno znajdziemy chętnego do podwózki do naszego celu. 200 dirham.

Pod Matterhornem Atlasu

Pierwszy szczyt jaki widzimy w dolinie to Oujdad, który mi od razu kojarzy się z Matterhornem, może trochę mniej smukły, jakby więcej zjadł, ale kopuła szczytowa bardzo podobna. Przed samą wioską widzimy już całą dolinę, z prawej strony wzrok przyciąga masyw Tuyatu to na nim są najdłuższe drogi do 800 metrów, z takimi klasykami jak Babel, czy „polska” Fantazja wytyczona przez Dawida Kaszlikowskiego i Elizę Kubarską w 2005 roku. 

Gite – translator Google tłumaczy nam to słowo na Domek. W Taghii jest ich około dziesięciu, to miejsca gdzie zatrzymują się turyści i wspinacze. Gdy docieramy do swojego, którego gospodarzem jest Ahmed Rezki  już wiem, że będzie fajnie. Duży, otwarty, zadaszony taras z kapitalnym widokiem na ściany, z kilkoma stołami przy których siedzą ekipki Hiszpanów i Francuzów, przemiłym gospodarzem zapowiada udany pobyt. Ahmed codziennie elastycznie dostosowuje się do planów każdego wspinacza i czy to o 6, czy o 9 rano serwuje doskonałe śniadanie, obiadokolacja jest zaraz po zmroku, nie ma jednak problemu jeśli zejdziemy trochę później co w Taghii się zdarza. Niemal każdego dnia widzimy światła czołówek, czy to na końcówkach dróg czy podczas zejścia. W ciągu dnia restowego, Ahmed lub jego dorosłe dzieci częstują wspinaczy chlebem z oliwą oraz herbatą nazywaną w Maroku berber whisky. W Taghii mamy szczyt sezonu, zespołów jest więcej niż się spodziewałem.

La Verdad Absoluta

Paroi des Sources, ściana źrodlana. Tu z masywu Oujdadu biją źródła pysznej wody. Z wioski to najbliżej położone ściany, od ostatnich domów dojdziemy tu w 10 minut. Jesteśmy w Taghii pierwszy raz i chcemy zobaczyć jak to wygląda organoleptycznie. Popatrzeć na ściany, dotknąć skały, wspiąć się i znaleźć cel na pierwszy wielowyciąg. Mi najbardziej podoba się fragment na Ifrigu gdzie obok siebie są pierwsze wyciągi dróg za 7b+, od lewej Fat Guide, Zebda i Susurro Bereber. Długie wyciągi po 40 metrów dają nadzieję, że może być łatwiej. Na Susurro Bereber tak jednak nie jest. 7b+ z ewidentną cruxową sekwencją z pewnością zasługuje na swoją wycenę.

Po wieczornych rozmowach na tarasie u Ahmeda, za polecajką Hiszpanów decydujemy się na drogę La Verdad Absoluta. Pożyczają nam kilka camów, bo droga choć dobrze obita, we fragmentach rysowych tego wymaga.

W drogę wbijamy około 10, po wróżeniu z chmur czy będzie dziś lało. Owszem deszcz i to solidny łapie mnie na stanowisku po drugim wyciągu za 6c+. Gdyby się zaczął parę minut wcześniej, byłoby po stylu OS, bo na słabych stopniach i obłych chwytach byłbym bez szans. Z perspektywy całej drogi ten wyciąg wydał mi się najtrudniejszy, trochę loteryjny, ciężki do kontrolowania. Ulewa ustaje po około 15 minutach. Dochodzi Martyna. Patrzymy jak skała schnie w oczach, ciemniejszych obszarów jest coraz mniej. Życie jest piękne. Spokojnie kończymy drogę w dobrym stylu i dosyć przyjemnym Passage Bereber schodzimy do wioski już przed zapadnięciem zmroku, akurat na kolację.

Link do topo

Na Ifrigu słońce wschodzi dwa razy

Ten pierwszy raz gdzieś około 11, gdy na około pół godziny wychodzi zza Toujdadu, by potem zniknąć za Oujdadem. Mój chwyt w cruxie na Sussuro Bereber pod słońce wydaje mi się nie do zobaczenia. Tak razi. Udaje mi się nieco odchylić do tyłu, widzę go i jakoś sięgam. Pierwszy wyciąg puszcza w RP w którejś tam próbie, chyba czwartej.  Za to w całości, bez pośredniego stanowiska, które jest kilka metrów pod cruxem. W międzyczasie przepuściliśmy trójkowy zespół Hiszpanów. Kolejne wyciągi stawiają opór, Martyna robi mega techniczne 7a w drugiej próbie. Kolejny to przewieszona wyślizgana rysa z okapem, która jest mi pisana. Niestety w drugiej próbie wyjeżdżam ze stopnia i na kolejną wstawkę brakuje już czasu i mocy. Trochę mnie to boli, ale decyzja jest jedna, idziemy dalej. Dla mnie to najtrudniejsze w wielowyciągowym wspinaniu. Dany wyciąg nie leży, wydaje się trudny, a nie można ot tak sobie odłożyć go na kiedyś. Rest też jest dozowany, bo drogę trzeba skończyć, a czas goni. Nieznośna ciężkość bytu. Słońce wychodzi drugi raz, a to oznacza, że nie długo schowa się już do jutra za Kaskadami. Martyna prowadzi dwa ostatnie wyciągi i zjeżdżamy przed zmrokiem.

Link do topo

Polskie drogi

Tadrarate jest dalej. Za starym refugiem, w którym mieszka Ahmed. Inny Ahmed. Żeby tam dojść należy zejść do rzeki, przejść na drugi brzeg i obchodzić Oujdad. Im bardziej zyskujemy wysokość tym bardziej rośnie wschodnia ściana Tuyatu. I dopiero wtedy zaczynamy widzieć jej podstawę w głębokim wąwozie. Tam na jego dnie zaczyna się Babel, klasyk regionu. Polska droga, Fantasia (Dawid Kaszlikowski, Eliza Kubarska, P. Klimek 2005) jest nieco z prawej, wtrawersowuje w ścianę nad wąwozem. To 18 wyciągów i 600 metrów wspinania, z czego 200 to trudności od 7b w górę. Link do Topo

Dalej szlak wznosi się w stronę Oujdadu i po jego wschodnie ścianie wiedzie najbardziej efektowna część Passage Berber, to kamienny kilkusetmetrowy mostek doklejony do ściany. 

W starym schronisku mieszka Ahmed, zaprasza na Herbatę, opowiada o życiu z wyboru na odludziu. o zimie w Taghii, o islamie rozumianym przez niego i o ludziach. Jak na 20 minut powiedział bardzo dużo. Bardzo dobrze wspomina Polaków, z czasów gdy robili drogi na Tadrarate. Wymieniam imiona, Marek, Ola, Grzesiek, Tomek. To było dawno, ale wydaje mu się, że na pewno Tomek  

Dochodzimy pod ścianę. W grocie rozkłada biwak ekipa Hiszpanów, którzy jutro chcą próbować Rouge Berbere. Tę drogę lata temu przeszedł w stylu OS solo Alex Honnold. Na prawo od niej kolejna polska pozycja z wrocławskim udziałem Skylarking 7c. Link do topo

Trochę dalej w wąwozie jest najtrudniejsza polska droga w górach Atlasu, to Widmo 8a+. Link do topo

Pospacerowane, porozmawiane, skóra odrosła, trzeba wracać i wspinać się dalej.

Champions du Maroc

Hiszpanie z naszego „domku” polecili nam tę drogę, mimo, że ich akcja jak powiedzieli to była katastrofa. Droga startuje z rampy, stanowisko jest niżej i  według topo miała to być pierwsza linia po krótkim podejściu tą rampą. Jednak doszła nowa droga, której nie było w przewodniku i w nią wbili. Po dwóch wyciągach gdy nic im się nie zgadzało zaliczyli wycof. 

Wstajemy przed świtem i na poranny azan już jesteśmy w drodze pod ścianę. Pod jakimś większym budynkiem łypią na nas dwa smutne osiołki, to chyba pośredniak. Podejście pod wschodnią ścianę Toujdadu prowadzi żlebem, na który z daleka strach patrzeć. Jednak jak to bywa z perspektywą nie jest aż tak stromo. 

Pod ścianą jesteśmy pierwsi, staramy się być szybcy, żeby wejść w drogę jako pierwsi. Jednak idące za nami zespoły jak się później okazuje mają inny cel.  Na lewo od naszej linii jest najczęściej prowadzona droga w Taghii – Au nom de la reforme.

Pierwszy wyciąg 7a+ idę powoli, magnezji prawie nie ma, droga trochę kluczy to na prawo to na lewo od linii ringów. Staram się trzymać kontrolę, pilnuję każdego miejsca gdzie można pooddychać, szkoda popsuć OS, wyżej robi się łatwiej. Następny wyciąg za 7a prowadzi Martyna. I jak to ona, lubi się podopingować w cruxie, wiem więc gdzie jest trudno Na kolejnym moim 6c+ wychodzi słońce, mieliśmy w związku z tym obawy, bo prognozy już od kilku dni alertują nas o anomaliach, jest cieplej niż zwykle. Jednak na wysokości 2500 to słońce nie dokucza tak jak na dole i wspinaczka, aż do szczytu w słońcu jest samą przyjemnością. Na górnych łatwiejszych wyciągach trochę ostrej skały, ale przy uważnym wspinaniu nie stanowi to problemu. Po końcu drogi na ścianie mamy jeszcze dwa wyciągi granią. Widoki szczególnie na południe w stronę Todry są marsjańskie, bo taki jest Atlas Wysoki na tych wysokościach. 

Ze szczytu jeden zjazd z przygotowanego stanowiska zwozi nas na przełączkę. Dalej po trawersie zejście stromym żlebem, sprowadza nas do wioski o całkiem godziwej porze.

Link do Topo

Pinchito Moruno

Nad ostatnią drogą zastanawiamy się dłużej. Nasze priorytety to minimum 7b, chcemy również żeby była na innej górze. Wybór pada na ścianę Paroi de la Cascade, na drogę Pinchito Moruno. Po trzech szóstkowych wyciągach z wygodnej półki startuje lekko przewieszone zacięcie, wiemy, że to tu będzie najtrudniej. Wspinanie chcrakerem przypomina Big Z z Jerzmanic, tylko tu jest bardziej ślisko. Moja próba OS, kończy się w ewidentnym cruxie. Miało być trudno i jest. W zacięciu ważne jest, żeby dobrze rozstawiać się na nogach na bocznych ścianach, długo wybieram wiec odpowiednie dla mnie stopnie. Chwytów nie ma zbyt wiele, to chyba nawet lepiej. 

Zjazd, 20 minut restu i idę znów. Świetnie pamiętam co mam robić w cruxie, ale spadam na podejściu. Ciężko się nie denerwować. Zjazd. Przewiązanie się. Idę niemal od razu. Tym razem z większą koncentracją. Crux wchodzi bezbłędnie i całkiem łatwo. Uff.

Następny wyciąg 7a idzie Martyna, trudności są już nad stanowiskiem. Najpierw trawers w lewo potem trikowa rynienka, ale wchodzi w pierwszej próbie. 

Pierwotnie planowaliśmy zjeżdżać ścianą. W topo droga kończyła się wyraźnie przed końcem ściany, jednak w ostatnim stanowisku widzimy łatwe dojście do ścieżki. Zjazd drogą, zwłaszcza mocno trawersującymi pierwszymi wyciągami nie zachęcał. Martyna schodzi na boso, ja zsuwam pięty z butów wspinaczkowych i tak schodzimy pod ścianę po buty i kilka innych rzeczy które zostały na dole. 

Cały szlak spod Kaskad jest dobrze widoczny z naszego „domku”, więc i nasze czołówki. Gdy docieramy do Ahmeda, kolacja już na nas czeka.

W marokańskim Tarnie

Ochłodzenie i śnieg w wyższych partiach Atlasu ustaliły nasze plany na ostatnie dwa dni. W rezerwie mieliśmy rozpoznanie i wspin w okolicy Cascade Ouzude największego wodospadu w Maroku. To nowe miejsce do sportowego wspinania. Dwa lata temu polecili nam je lokalni wspinacze z Marakechu. Krótki research w internecie i ustaliliśmy lokalizację. To wielki wąwóz Qued El Abid około 10 kilometrów na północ od miasteczka Ouzude. Z Taghhi przez Azilal do Ouzude dojechaliśmy po części stopem i tak samo dostajemy się w skały do wąwozu. Potencjał wspinaczkowy jest wielki, my wybieramy najlepiej na tę chwilę wyglądający sektor Naïma & Fatiha. 

Pomarańczowy wapień, świetne tarcie, piękne drogi, przepastny wąwóz i meksykańskie pejzaże z kaktusami to zapamiętamy z tego miejsca.

Wszystkich zainteresowanych wspinaniem w Maroku zapraszamy na prelekcję. Będzie przede wszystkim o Taghii, bo ona największa, ale nie zabraknie też opowieści o Todrze i kilku innych miejscach które odwiedziliśmy. Będzie i sportowo i egzotycznie zarazem. O terminie poinformujemy niebawem.



Finał Ligi Tradowej 2024 [relacja]

W wielkim stylu zakończyliśmy 9. edycję Ligi Tradowej WKW. Była prelekcja, było wyzwanie wspinaczkowe, było rozdanie licznych nagród, impreza z DJ i tańcami do rana, a nawet warsztaty doszkalające. Czy to już impreza rangi festiwalu? Możliwe. Z pewnością, hucznie pożegnaliśmy tegoroczną Ligę Tradową. A pogoda dodała jej niezwykłego uroku i kolorów, ozdabiając w przepiękne kolory złotej i słonecznej jesieni.

Celebrację Ligi rozpoczęliśmy od piątkowej prelekcji, której gościem był Oswald Rodrigo Pereira – filmowiec, reporter i himalaista. Oswald przeniósł nas w najwyższe góry, pokazując fragmenty filmów i zdjęć dokumentujących „MAD Ski Project 2024: Makalu i Kanczendzonga”, czyli tegoroczny projekt, w którym w zespole z Bartkiem Ziemskim wyruszył na dwa ośmiotysięczniki, Makalu i Kanczendzongę.

Polacy weszli na piąty wierzchołek ziemi w maju, bez korzystania z dodatkowego tlenu z butli i bez personalnego wsparcia Szerpów. Bartek Ziemski zjechał ze szczytu na nartach. Oswald dokumentował ten wyczyn filmowo i fotograficznie. Jeszcze w tym samym miesiącu, obaj stanęli na szczycie Kanczendzongi jako pierwsi w sezonie po samotnym i wyczerpującym ataku. Bartek zjechał z niego na nartach, stając się pierwszą osobą w historii, która tego dokonała. Oswald sfilmował zjazd, po czym rozpoczął 25-godzinne zejście do najwyższego obozu, zaliczając po drodze nocny biwak. Ciężko opisać emocje, jakie odczuwaliśmy, oglądając niesamowite zdjęcia himalajskich szczytów w świetle poranka lub pierwszych ujęć z drona wykonanych na Kanczendzondze. Po prelekcji mieliśmy jeszcze kilka pytań do Oswalda. Na nasze szczęście, chętnie i cierpliwe na nie odpowiadał.

Sobota zaczęła się dość wcześnie, szczególnie dla tych osób, które zdecydowały się wziąć udział w Maratonie Tradowym. O 8:30 na Przełęczy Karpnickiej stawiło się 15 drużyn – zespołów, które punktualnie o 9 wyruszyły w podbój Rudawskich i Sokolich turni.

.

.

Jeżeli przypadkiem mijaliście w Rudawach lub Sokołach, wspinaczy w pełnym rynsztunku, z mapami w poszukiwaniu kolejnej turni, to byli nasi klubowicze i klubowiczki. Mieli jedno proste zadanie — do godziny 15 zdobyć jak największą liczbę turni, wchodząc na nią zespołem, dowolnie wybraną drogą tradową.

Za turnię i styl drogi były punkty. Wszystkim zależało na zdobyciu największej liczby i turni i dróg. Pierwsze miejsce mógł zdobyć tylko jeden zespół, a było o co walczyć! Na zwycięskie zespoły czekały nagrody od Wild Country.

O godzinie 18 zaczęliśmy ceremonię nagradzania zwycięzców. Jako pierwsi nagrody odebrali zwycięzcy w Maratonie Tradowym.

Pierwsze miejsce z 18 zdobytymi turniami i liczbą punktów 3 515 zdobyli „Janusze Alpinizmu”, czyli Marcin i Przemek. Drugie miejsce z 19 zdobytymi turniami i sumą punktów 2 977, zajął zespół „Piotr & Piotr”, czyli Piotr i Piotr Trzecie miejsce z 12 turniami i 2 200 punktami, zajął zespół „Stare Kurczaki”, czyli Patryk i Radek. Spośród pozostałych drużyn wylosowaliśmy jedną, która otrzymała nagrodę niespodziankę. A dla wszystkich pozostałych uczestników maratonu, mieliśmy pamiątkowe szczoteczki, które z pewnością przydadzą im się na skalnych mchach. 

Przyszedł czas na oficjalne zakończenie 9.edycji Ligi Tradowej WKW. Krzysztof Zabłotny, jako główny organizator tegorocznej ligi, rozpoczął ceremonię od krótkiego podsumowania i cyferek. A te potrafią porządnie rozpalić wspinaczy i wspinaczki, więc i w tym przypadku nie mogło być inaczej. Sami się przekonajcie! 

  • Liczba wszystkich uczestników: 87 (64 z klubu)
    • Mężczyzn: 63 (49 z WKW)
    • Kobiet: 24 (15 z WKW)
  • Liczba wszystkich zrobionych dróg: 2 109 
  • Najczęściej robiona droga – Do Grzyba – 37 razy
  • Najmocniejsze przejście:
    • Sekretna Rysa VI.4 – Piotrek Kołodziej 
    • Eldorado VI.3 – Kamila Zarabska, Beata Dziedzic, Sylwia Karpińska 

Później przeszliśmy do wręczenia nagród, a było co wręczać!


Kategoria OPEN

  • Kobiety:

Miejsce 1 – Marta Bogdanowska (Marcia)

Suma punktów – 9 532.13

Liczba dróg – 113

Nagroda – Bon na dowolną parę butów Evolv (nagroda ufundowana przez Evolv)

.

Miejsce 2 – Sylwia Karpińska

Suma punktów – 8 680.75

Liczba dróg – 104

Nagroda – Friend wspinaczkowy Wild Country Offset Zero 0.5/0.75

.

Miejsce 3 – Agnieszka Mazur

Suma punktów – 7 221.19

Liczba dróg – 75

Nagroda – Kości Wild Country Super Light Offset Rock 5-10

.

  • Mężczyźni:

Miejsce 1Franek Parypa

Suma punktów – 13 885.31

Liczba dróg – 141

Nagroda – Bon na dowolną parę butów Evolv (nagroda ufundowana przez Evolv)

.

Miejsce 2Piotr Kołodziej (Piotrek)

Suma punktów – 10 020.31

Liczba dróg – 149

Nagroda – Friend wspinaczkowy Wild Country Offset Zero 0.5/0.75

.

Miejsce 3 – Kevin Wolny

Suma punktów – 8 782.06

Liczba dróg – 119

Nagroda – Kości Wild Country Super Light Offset Rock 5-10


Kategoria WKW

  • Kobiety:

Miejsce 1 Marta Bogdanowska (Marcia)

Suma punktów – 9 532.13

Liczba dróg – 113

Nagroda – Zestaw friendów wspinaczkowych Wild Country Friend Set 1-2-3

.

Miejsce 2 – Agnieszka Mazur

Suma punktów – 7 221.19

Liczba dróg – 75

Nagroda – Friend wspinaczkowy Wild Country Offset Zero 0.2/0.3 + Bon na naprawdę obuwia od Climbcrafters

.

Miejsce 3 Ewa Serzysko

Suma punktów – 2 617.63

Liczba dróg – 40

Nagroda – Friend wspinaczkowy Wild Country Offset Zero 0.1/0.2

.

  • Mężczyźni:

Miejsce 1Piotr Kołodziej (Piotrek)

Suma punktów – 10 020.31

Liczba dróg – 149

Nagroda – Zestaw friendów wspinaczkowych Wild Country Friend Set 1-2-3

.

Miejsce 2 Kevin Wolny

Suma punktów – 8 782.06

Liczba dróg – 119

Nagroda – Friend wspinaczkowy Wild Country Offset Zero 0.2/0.3 + Bon na naprawdę obuwia od Climbcrafters

.

Miejsce 3Damian Mazur

Suma punktów – 6 020

Liczba dróg – 61

Nagroda – Friend wspinaczkowy Wild Country Offset Zero 0.1/0.2


Kategoria Największa liczba przejść:

Piotr Kołodziej (Piotrek) z niesamowitą liczbą przejść – 149 dróg. Nagrodą był friend wspinaczkowy w rozmiarze 6 (piękna zielona parasolka), ufundowany przez Schronisko PTTK Szwajcarka i Bar & Agrotustyska Karioka.

Kategoria Losowanie nagród: 

Warto było walczyć w tegorocznej edycji Ligi. Na uczestników czekały dodatkowe nagrody! 

Spośród osób, które zrobiły powyżej 40 dróg, główną nagrodę ufundowaną przez Wild Country –  zestaw friendów wspinaczkowych Friend SET 0.4, 0.5, 0.75, otrzymał Piotr Ćwirko-Godycki (liczba dróg 53). 

W drugiej podkategorii, czyli losowaniu spośród osób, które zrobiły powyżej 20 dróg, było co wręczać i wielu uczestników przekonało się, że trud, który włożyli, został nagrodzony. Kolejną nagrodę ufundowaną przez Wild Country – kości Wild Country Super Light Offset Rock 5-10, otrzymał Przemek Kruk (40 dróg). A Wiktor Luzarowski (22 dróg) otrzymał zestaw kości Wild Country ON WIRE ANODISED SET 1-10, również sponsorowany przez Wild Country. Sławek Jarmoliński (26 dróg) wylosował przyrząd do asekuracji Wild Country PRO GUIDE LITE, 3 sztuki Wild Country XENON HMS trafiły do Ewy Serzysko (40 dróg), a garderoba Sylwii Karpińskiej (104 drogi) wzbogaciła się o purpurową czapkę z daszkiem od Wild Country.

.

.

.

To jeszcze nie koniec nagród. Czterech szczęśliwych uczestników wyjechało z Mniszkowa z bonem od Climbcrafters, z 50% zniżką na naprawę obuwia wspinaczkowego. Kilkoro osób otrzymało też pamiątkowe koszulki Ligi Tradowej z tegoroczną wyjątkową grafiką. 

Uff, na tym ceremonia wręczania nagród dobiegła końca! Ogromnie dziękujemy Sponsorom: Wild Country, Evolv, Climbcrafters, Schronisku PTTK Szwajcarka, Barze i Agroturystyce Karioka oraz Zarządowi Klubu WKW, za wszystkie wspaniałe i bardzo przydatne nagrody!

W programie tego wieczoru mieliśmy jeszcze Super Finał, czyli coś, co rozpalała wyobraźnię wszystkich! Co tym razem Krzychu przygotował? I jak bardzo będą boleć ręce?!

Relacje z tej części soboty, tak opisała Marta: „Po ogłoszeniu wyników i rozdaniu nagród za ligę tradową przyszedł czas na Super Finał. W tym roku do pokonania była przewieszona ryska. Należało pokonać rysę najpierw do góry, następnie obrócić się w dachu i kontynuować zejściem w dół, aby finalnie zadzwonić dzwoneczkiem. Emocji było naprawdę sporo, a doping publiczności był niesamowity. Wspinacze wykazali się nieprzeciętnymi zdolnościami do klinowania całych dłoni, palców oraz stóp. Dla większości uczestników cruxem okazało się miejsce, gdzie rysa była najwęższa. Wynikało to z faktu, że co poniektóre dłonie nie mieściły się w szczelinę. Uczestnicy dawali z siebie 100%, nie raz okupując to ranami i obtarciami na dłoniach (oby szybko się goiło)! Poziom poświęcenia można zmierzyć w ilości pozrywanego papieru ściernego. Niezastąpionym w Super Finale okazał się Franek Parypa, który bez większych problemów (przynajmniej tak to wyglądało) pokonał rysę dwukrotnie. Jednakże z tego co mi wiadomo, sekret swojego sukcesu zachował tylko dla siebie.

Z kobiet najdalej dotarła Agnieszka Mazur – gratulacje! Nieobecni niech żałują” Dziękujemy HeartBeat za odzieżowe nagrody, które otrzymali zwycięzcy Super Finału! 

Na tych, co nie czuli się na siłach, aby zmierzyć się z trickową rysą Krzycha, czekał inny zestaw rys. Niemniej sprawiający ból rąk… Crack box Wild Country dostarczył wiele radości klubowiczom! Każdy chciał się zmierzyć z zestawem różnej szerokości rys i wytrzymać w zwisie jak najdłużej! Niektórzy zdobyli umiejętności nowego klinowania dłoni w szczególnie szerokich ryskach.

I na tym zakończyliśmy oficjalną część soboty a rozpoczęliśmy tą mniej oficjalną – integracyjną, pełną prób i walk z rysą, ale też tańców i rozmów do późnych godzin nocnych.

Kto późno poszedł spać, ten mógł mieć problem ze wstaniem w niedzielę. A na część uczestników czekały warsztaty doszkalające i spóźnienie nie wchodziło w grę! 

Pierwsza grupa zaczynała warsztaty z autoratownictwa z Krzyśkiem Zabłotnym, o 9 rano i to pod Szwajcarką. Mimo wczesnej pory wszystkim zależało, żeby być na czas i wyciągnąć z tych warsztatów najwięcej.

Maciek podzielił się z wami swoimi wrażeniami: „Miałem okazję brać udział w szkoleniu z autoratownictwa, które prowadził nasz doświadczony klubowy kolega Krzysztof Zabłotny. Przy pięknej pogodzie i w miłej atmosferze przez cały dzień na skale Trzy Korony, trenowaliśmy podchodzenie na linie przy pomocy prusików, awaryjny zjazd przez węzeł, opuszczenie oraz podnoszone partnera z górnego stanowiska a w przerwach między ćwiczeniami, rozmawialiśmy, w jaki sposób zachować się w sytuacjach awaryjnych, które mogą nas spotkać w górach. Moim zdaniem są to umiejętności, które warto znać i regularnie powtarzać. Dziękuję prowadzącemu za wszystkie cenne uwagi”.

.

Grupa, która pod okiem Michała Kajcy doskonaliła umiejętności klinowania w rysach, musiała dotrzeć na Malinową. Tak o warsztatach napisała Paulina: „Po krótkim omówieniu wyposażenia i zapoznaniu się z technikami przystąpiliśmy do praktyki. Na początku z poziomu gruntu próbowaliśmy odwzorować metody klinowania zaprezentowane przez instruktora. Następnie zmierzyliśmy się na wędkę z klasykami na Malinowej. Starając się jak najwięcej klinować, zrezygnowaliśmy z używania klam. Było to nie lada wyzwanie! Szczególnie pokonanie ukośnej rysy na Krwawej Pięści (VI+) przysporzyło nam sporo wysiłku – zachęcamy do podjęcia próby! Zróżnicowanie formacji występujących na Malinowej i Krowiarkach, pozwoliło nam spróbować wszystkich omówionych technik.

Klinowaliśmy palce, pięści, ramiona, uda, stopy, a nawet głowę! Patentowaliśmy wspinanie w rysach, przerysach i kominach. Ze względu na różne gabaryty, musieliśmy dostosować sposób klinowania do swoich parametrów. Wszystko pod czujnym okiem Michała, który dzielił się wieloma praktycznymi wskazówkami jak zmodyfikować ułożenie ciała.

.

.

Pomogło nam to lepiej zrozumieć specyfikę wspinania w rysach. Warsztaty były intensywne i bardzo rozwijające. Pierwsza Rysa (VI+) i Eldorado (Vi.2+/VI.3) czekają na nasze powtórzenia w stylu tradycyjnym!” 

Tuż obok grupy klinującej się w rysach, była ta doszkalającą się z budowania stanowisk u Tomasza Klisia. Było budowanie stanowisk dolnych, górnych i pośrednich. Omawiane były te standardowe jak pająk czy motyl, jak również mniej popularne a często przydatne na drogach tradowych, np. szeregowe, kaskadowe czy różne stanowiska z liny.

Była też chwila poświęcona dla stanowiska do wędki, co niby każdy wie, ale jednak często robimy to bez namysłu. W programie nie zabrakło także omówienia zjazdów z naturalnych punktów jak drzewa, głazy i zęby skalne oraz minimalistycznych, ale bezpiecznych stanowisk własnej budowy. Klisiu pokazał też mało znany sposób na zjazd z drzewa minimalizujący ryzyko zablokowania się liny. Ponadto podzielił się z uczestnikami, pomysłami na to jak poradzić sobie z brakami w sprzęcie – kreatywne wykorzystanie rdzenia liny, czy też pokazał, jak szybko topi się pętla z taśmy! W trakcie tego warsztatu uczestnicy co prawda mało się powspinali, ale za to ukończyli go z ogromną dawką wiedzy, która przyda im się w skalnych i górskich przygodach.

I to by było na tyle – 9.edycja Ligi Tradowej dobiegła końca. Kto doczytał do tego miejsca, ten sam może stwierdzić, że było to huczne świętowanie, na miarę wspinaczkowego festiwalu. Dziękujemy wszystkim, którzy wzięli udział w tegorocznej Lidze i walczyli dzielnie do końca z drogami i o punkty. Dziękujemy wszystkim obecnym na Finale w Mniszkowie – bez waszej obecności, ta impreza by się nie udała! Ogromne podziękowania dla każdego, kto zaangażował się w pomoc przy organizacji, zarówno Ligi jak i Finału!

Wiemy z tajnego źródła, że ruszyły prace nad kolejną, już 10. edycją Ligi Tradowej WKW. Jubileuszowa edycja zobowiązuje, więc możecie się spodziewać, że będzie dobrze, a nawet bardzo dobrze. Startujemy w kwietniu i ponownie spotykamy się w Stodole w Mniszkowie na Finale w dniach 17-19 października. Rezerwujcie sobie już czas w kalendarzach! 

Dziękujemy! 

Natalia i Krzysztof  


Karpathos - eksploracyjny wyjazd Oli Przybysz

Karpathos – eksploracyjny wyjazd Oli Przybysz [relacja]


Celem trzytygodniowego wyjazdu na wyspę Karpathos w Grecji (sierpień/wrzesień 2024) była eksploracja potencjału wspinaczkowego i otwarcie jak największej liczby nowych sportowych dróg wspinaczkowych. Za główne założenie stawiałam sobie otwarcie nowej drogi wielowyciągowej.

Z przyjemnością informuję, że wszystkie założone cele udało się zrealizować. Podczas wyjazdu udało się otworzyć:

  1. Andrzej 5b, sektor Baywatch – droga otwarta w ramach szkolenia z otwierania sportowych dróg wspinaczkowych dla Antka Kowala
  2. Anna 5c, sektor Baywatch – droga otwarta w ramach szkolenia z otwierania sportowych dróg wspinaczkowych dla Antka Kowala
  3. Winsla 6b, sektor Achata – przebicie drogi
  4. Tesseract 8a+, sector Grotto de Finiki
  5. Maui 5b, sektor Tomaninu – droga otwarta w ramach szkolenia z otwierania sportowych dróg wspinaczkowych dla Niki Szafrańskiej
  6. Mona 5a, sektor Tomaninu – droga otwarta w ramach szkolenia z otwierania sportowych dróg wspinaczkowych dla Niki Szafrańskiej
  7. My Artemida 7a+, 5 wyciągów, 150m – akcja solo ground-up

Ponieważ Karpathos jest mi już dosyć dobrze znane, obijanie nowych dróg zaczęło się prawie od razu od mojego przylotu. Tak się złożyło, że kilka dni przed wyjazdem nabawiłam się kontuzji palca więc cała uwaga skupiła się na eksploracji a nie na wspinaniu.

W pierwszym tygodniu dołączył do mnie młody Wrocławski wspinacz Antek Kowal, który wykazał spore chęci do nauki otwierania nowych dróg. Po krótkim kursie teoretycznym razem otworzyliśmy (przy użyciu tytanowych kotew wklejanych) dwie łatwiejsze drogi w rejonie Baywatch: Andrzej 5b oraz Anna 5c.

Strona uaktualnionego przewodnika – sektor Baywatch (autor: Artur Kraszewski).

W międzyczasie zaczęłam również pracę nad nową drogą w mojej ulubionej Grotto de Finiki. Podczas kilku sesji obijania solo w dachu powstała droga Tesseract o przybliżonej trudności 8a+. Droga nadal czeka na pierwsze przejście, więc nazwa oraz wycena mogą ulec zmianie.

.

Antek Kowal podczas zjazdu z Tesseract.

Po wyjeździe Antka spędziłam kilka dni podchodząc pod większe ściany na wyspie Karpathos próbując jak najlepiej ocenić potencjał na otwieranie nowych dróg wielowyciągowych. Ostatecznie, zdecydowałam się na otwarcie ponad 150-cio metrowej drogi na ścianie w sektorze Eiar w rejonie Adia. Dostęp do tej ściany był zdecydowanie łatwiejszy niż do innych około 200m ścian na wyspie. Wysoka jakość skały i relatywnie łatwe dojście gwarantowały, że droga w tym sektorze będzie bardziej popularna niż na ścianach, które widziałam w innych części wyspy.

Jednak zanim zabrałam się za otwieranie drogi wielowyciągowej, zdecydowałam się na ponowne przeprowadzenie małego kursu z otwierania dróg, tym razem z Niką Szafrańską. W ramach kursu zdecydowałyśmy się na przebicie (wymianę asekuracji) na bardzo zardzewiałej i niebezpiecznej już drodze Winsla 6b w sektorze Achata Beach oraz na otwarcie dwóch nowych dróg na zapomnianej ścianie (nie istniała wcześniej w przewodniku) Tomaninu w rejonie Kastello: Maui 5b oraz Mona 5a. Rejon będzie umieszczony w następnej wersji przewodnika.

Strona z uaktualnionego przewodnika (autor: Artur Kraszewski).

Ostatnie kilka dni wyjazdu to skupienie się na moim głównym celu i wzięcie się za obijanie drogi wielowyciągowej. Założeniem było otwarcie linii, która byłaby najtrudniejszą tego typu drogą na wyspie jednocześnie nie chciałam, żeby droga była za trudna. Z doświadczenia wiem, że trudne drogi wielowyciągowe nie cieszą się dużą popularnością. Przedział trudności jaki mnie interesował to 6C-7C.

Otwieranie drogi zajęło mi cztery pełne dni z jedną nocą spędzoną u podstawy ściany. Nie obyło się bez niespodzianek, które dodały pewnej pikanterii całej przygodzie. Moja pierwsza próba dotarcia do szczytu i obijania ‘od góry’ nie powiodła się, i po dwóch godzinach wspinaczki solo po bardzo niestabilnym terenie, ostatecznie wróciłam pod ścianę i zdecydowałam się na obijanie w stylu „ground -up”. Ponieważ cała inicjatywa odbyła się solo, zachowanie szczególnie wysokiego bezpieczeństwa było niezbędne. Na moje nieszczęście, drugiego dnia pracy, trafiłam na całkiem spory, kilkunastometrowy odcinek bardzo kruchej ściany. Sama nie wiem jakim cudem udało mi się przehaczyć tę część. Stresu było na tyle dużo, że po wbiciu łańcucha i po wpięciu się w niego z podekscytowania napłynęły mi łzy do oczu. Ostatecznie zdecydowałam się na zmianę tego odcinka i poprowadzenie go bardziej stabilnym terenem znajdującym się kilka metrów po lewej stronie.

Ostatniego dnia pracy, po namowie deweloperów którzy odwiedzili Eiar kilka lat wcześniej, ponownie zdecydowałam się na próbę dostania się do szczytu ściany piechotą, tym razem próbując znaleźć szlak z innej strony. Tym razem dojście nie było aż tak wymagające i po pewnym czasie zrzuciłam linę w miejscu, gdzie powinna znajdować się moja droga. Niestety, oszacowanie było błędne i po zjeździe okazało się, że nie tylko nie jestem w stanie wypatrzyć swojej linii, ale całkowicie nie mam pojęcia, gdzie się znajduję. Małpowanie do góry i kolejna próba w innej części ściany przyniosła dokładnie takie same efekty.

Zdając sobie sprawę, że jest to ostatni dzień przed moim wylotem do Polski, postanowiłam a) że trzeba sobie w końcu kupić drona, b) nie czasu na kolejną próbę zrzucania liny i muszę kontynuować obijanie w stylu „ground-up” bo, mimo że ta metoda ma wiele niedoskonałości, to przynajmniej przynosi jakieś efekty.

Ostatnie kilkanaście metrów drogi obijałam już całkiem po ciemku kończąc pracę około pierwszej w nocy. W następnej wersji przewodnika ukaże się nowa wielowyciągowa droga My Artemida 7A/7A+.

Solo na ścianie.

.

Linia na pewno wymaga jeszcze wyczyszczenia, więc ktokolwiek zdecyduje się na próbę pierwszego przejścia drogi, bardzo mocno zachęcam do zaopatrzenie się w kask. Droga to „open project”, a ja planuje na nią wrócić w następnym sezonie.

Widok z połowy ściany sektora Eiar.

Aleksandra Przybysz


Piaskowcowe warsztaty dla członków WKW [relacja]

W weekend 20 – 22 września ‘24 w czeskich piachach pojawiło się niespotykanie dużo polskich wspinaczy (bo aż 26 osób), a to za sprawą warsztatów wspinaczkowych zorganizowanych przez WKW. Osobiście miałam przyjemność w nich uczestniczyć i chciałabym się podzielić z wami swoim doświadczeniem z tego wydarzenia.

Spotkaliśmy się już w piątek wieczorem na campie w Adrspachu w wąskim gronie, większość ekipy dojechała dopiero w sobotę rano (w tym ja). Podzieliliśmy się na 3 grupy i do każdej był przydzielony jeden instruktor. Dwie grupy działały wspólnie pod okiem Mikołaja Winiarskiego i Tomka Olszewskiego. Trzecia grupa była wspierana przez Sławka Szlagowskiego. Ja należałam do grupy Mikołaja i Tomka w związku z tym zrelacjonuję wam nasze działania.

W sobotę wystartowaliśmy z parkingu przy restauracji Dvůr pod skalami – Bischofstein. W nawiasie bardzo fajne miejsce turystycznie, warte odwiedzenia choćby dla pięknego widoku na panoramę piaskowcowych turni, który się rozpościera z ruin dawnego zamku Bischofstein. Rejonik wspinaczkowy nazywa się Bisik i jest stosunkowo mały. Wspinanie jest na niewysokie max 30 m turnie. Zaletą tego rejonu są właśnie krótkie i różnorodne drogi, dobre na pierwszą przygodę z czeskim piaskowcem. Wiele turni się kładzie i dzięki temu ma łatwiejsze opcje wspinaczki. Poza tym królują tu rysy.

.

Poprowadziliśmy następujące drogi:

  • turnia “Skaut” drogi *Pionyrska stezka VIIb, *Voblaky – Varianta VIIIb oraz *Kamaradska VIIa
  • “Velka Basta” rysa *Vegetarianska VIIa
  • turnia “Kobra” droga *Jihozapadni Hrana horni varianta V oraz *Kobrik VIIa
  • “Kralikarna” rysa *Serkova spara VIIa
  • turnia “Trn” droga *Severovychodni stena V ze skokiem na turnie obok i rysa *Udolni VIIa
  • turnia “Ruze” rysa *Jihovychodni spara VIIa oraz *Stara cesta III

.

W niedzielę nasza część grupy udała się do Adrspachu zmierzyć się z dużo poważniejszymi drogami. W tych samych zespołach nasi instruktorzy dobrali pod każdy team odpowiednią drogę. Wcześniej omawiając ich specyfikę i asekurację.

Udało się wejść następującymi wariantami:

  • turnia “Yamaha” droga *Walkman VIIc
  • turnia “Babiccina Lenoska” droga *Petkova V
  • turnia “Vinnetou” droga *Stara cesta VIIa
  • turnia “orli Hnizdo” *Stara cesta V
  • turnia “Dzban” droga *Janebova VIIa

Wspinanie w Adrspachu sprawiło wszystkim ogromną satysfakcję, radość i niektórzy osiągnęli wręcz stan “ZEN”. Nie da się opisać uczucia wpięcia do kruha po przejściu 10 m komina albo rysy, gdy przelot jest hen daleko za nami. Do tego ten widok ze szczytu, który wynagradza trud wspinania w tak niekomfortowych psychicznie warunkach.

Dla tych, którzy z czeskimi piachami nie mieli styczności wyjaśnię, że panuje tu inna etyka wspinania i osobne zasady. Nie używamy magnezji, stałe przeloty (kruhy) są osadzane bardzo rzadko w miejscach, gdzie nie można się inaczej asekurować a jest ryzyko odpadnięcia. Asekurujemy się węzełkami, taśmami i ufonami. Nie wędkujemy i wspinamy się zespołowo, jedna osoba prowadzi druga idzie na drugiego. Po wejściu na turnie zjeżdżamy samodzielnie w dół. Przydaje się zatem lina 70 m, bo wystarcza na zjazd z wielu turni.

Jeden z uczestników warsztatów doświadczył odpadnięcia w trakcie prowadzenia drogi i niestety wyrwał ucho skalne, przez które miał przewiązaną taśmę jako punkt asekuracyjny. Zatrzymał się na niższym przelocie z węzła. Na szczęście nic się mu nie stało, a sprzęt zadziałał prawidłowo.

Na koniec chciałabym podziękować naszym instruktorom, którzy w miły i przyjacielski sposób poprowadzili te warsztaty. Dostaliśmy dużo bezcennych informacji na temat podstaw wspinania w piaskowcu, zwłaszcza w rysach. Mikołaj wykonał świetną pracę przy wyborze dróg, które były stosunkowo bezpiecznie, ciekawe i piękne. Szczegółowo nam je opisał i pomógł przygotować asekurację. Dostaliśmy mapki, topa i wszystkie potrzebne informacje.

Dodatkowo Tomek I Mikołaj cały czas czuwali przy nas sprawdzając, czy wspinamy się bezpiecznie i skutecznie. Osobiście jestem pod dużym wrażeniem ich spokoju i wesołego podejścia do wspinania. Atmosfera była luźna i pozytywna, co bardzo się przydało w uspokajaniu naszych emocji po trudnych drogach.

A dla tych, co też chcą spróbować tej przygody wspinania na piaskowcowe turnie zapraszam do współpracy z Mikołajem, Tomkiem i szkołą Tricamp oraz Sławkiem. A już za rok widzimy się ponownie w Adrszpaskim wspinaczkowym raju.


tekst: Ania Szymańska


Środa z WKW – Prelekcja 16.10.2024 godz. 19:00

Zapraszamy na kolejną prelekcję dla członków WKW w środę(16.10.2024) o godzinie 19 w siedzibie klubu(Wrocław, Sokolnicza 40/1). Tym razem naszym prelegentem będzie Karol Adamski, który zabierze nas w świat najwyższych gór, w Himalaje.


Nasz męski event pt. „Chłopcy Tradowcy”

Ze względu na słabą aurę rozpoczęliśmy w sobotę, zamiast planowego piątku, co pokrzyżowało plany kilku osobom, które niestety nie mogły do nas dojechać. Powiem tak… żałujcie!

Zakotwiczyliśmy w 9up i agroturystyce u Zwierza – dzięki Panowie za fajny czas! Jak na taki wypad przystało rozpoczęliśmy od imprezy przy ognisku. Niekończące się górskie opowieści, wymiany doświadczeń, same dobre słowa o naszych żonach :-), a potem Zdzichu na gitarze!
Zeszło nam wiec prawie do 2 w nocy…

Poranny warun i nastroje zespołów walczących o „Złote Jebadełko” najlepiej opisuje ich nazwy… „Wszystko pod górkę”, „Zły warun” czy „Skalne glonojady”, to tylko niektóre z nich…

W każdym razie, ogarnęliśmy podział na zespoły i ruszyliśmy do boju. Powiem tak, dało się wspinać, ale nie było szalu:-) i w tym miejscu gratulacje za tradowe przejście za VI.1 dla Zdzicha i Stacha. Podobno ulepili dodatkowy chwyt z magnezji, ale komisja czystości stylu ich uniewninniła 🙂

Wróciliśmy do naszej bazy ok. 18:30, wyłoniliśmy zwycięzców, rozdaliśmy symboliczne dyplomy i ruszyliśmy na obiad do Mammarosy :-). Dwaj najtwardsi zawodnicy, Maciek i Marek, zostali do poniedziałku i w końcu zobaczyli co to słonce:-)

Poniżej wielcy wygrani zawodów o „ Zlote Jebadełko”:
Łącznie wystartowało 7 zespołów dwójkowych lub trójkowych.

I miejsce – „Nie mamy pomysłu na nazwę” – 56,5 pkt.

II miejsce – „Holm Security” – 40 pkt.

III miejsce – „Skalne glonojady” – 34,5 pkt.

Ze swojej strony dziękuję wszystkim za przybycie. Tych, którzy dojechać nie mogli, zapraszam na przyszły rok – męskich wypadów nigdy za wiele :-).

Dzięki dla Zwierza i Maćka!



Piotrek Piotrowski


Zgrupowanie WKW Szałasiska 28.07-04.08 [relacja]

W niedzielę 28 lipca 2024 po południu spotkaliśmy się na parkingu na Palenicy Białczańskiej. Po rozdaniu klubowych koszulek udaliśmy się w górę w kierunku naszego obozu- bazy PZA na Polanie Szałasiska. Na miejscu ciepło przyjął i zakwaterował nas w namiotach taborowy Kuba – człowiek legenda tego miejsca.

Wieczór spędziliśmy wspólnie na integracji i wyborze celów wspinaczkowych na nadchodzący dzień. W poniedziałek zaczęliśmy prężnie działać. Część ekipy poszła na Mnicha, część na Kopę Spadową i dwa zespoły na Grań Żabiej Lalki. Spręż był na najwyższym poziomie, więc wszyscy wrócili ze zdobytymi celami. Szczęście nie dopisało jedynie Maćkowi i Sylwkowi, podczas zejścia doznali urazów nóg, co postawiło pod znakiem zapytania ich dalsze wspinanie podczas tego wyjazdu…

We wtorek znów obudziła nas lampa, więc kto sprawny, ten korzystał z dobrego warunu. I tym razem były zespoły, które wybrały się na Mnicha, Kopę i Czołówkę Mięgusza. Łupem Michała i Borka padło Zacięcie Kosińskiego, a Gosi i Marcina – droga Skłodowskiego.

Wszyscy wróciliśmy w świetnych nastrojach, więc wieczorna integracja udała się wyśmienicie i trwała do późnych godzin nocnych. Środa znów słoneczna! Większość twardo ruszyła cisnąć drogi, a tylko kilka osób zostało w obozie na zasłużony rest lub rehabilitację. Tego dnia Arkowi i Profesorowi udało się zrobić Schody do nieba na Kazalnicy Mięguszowieckiej. Działaliśmy też na Czołówce Mięgusza, gdzie Kamila z Afro pokonali Greystone, a szybka trójka Marta, Kevin, Dominik – Starek-Uchmański z nieplanowanym kreatywnym wariantem za ok. VII.

Wieczorem śmiechom i pogaduchom nie było końca, tym bardziej, że dołączyła do nas zaprzyjaźniona ekipa, która wspomogła zbolałe osoby profesjonalnymi masażami 🙂 . W czwartek zapowiadane były opady, więc większość grupy postanowiła zrobić rest, którym tak naprawdę zakończyła wyjazd, bo pogoda miała już całkiem popsuć się od piątku.

Tylko Asia i Dominik twardo wybrali się na Czołówkę Mięgusza, gdzie udało się im zrobić kombinację Szarego Zacięcia z Greystone. Na szczęście deszcz zaatakował dopiero w zjazdach 🙂 Pogorszenie pogody i zapowiadane silne opady zmusiły nas do skrócenia zgrupowania, jednak te 4 intensywne dni wspinania i integracji dały nam porządny zastrzyk energii i endorfin. W końcu w Tatrach o 4 pełne dni lampy niełatwo!

Podziękowania dla świetnej ekipy, w której, poza chęcią wspinu, nie zabrakło życzliwości i wsparcia w stosunku do mniej doświadczonych czy poszkodowanych współuczestników. Przebywać z takimi ludźmi to naprawdę czysta przyjemność 🙂

Do zobaczenia za rok!


tekst: Asia Bartel