Wspomnienie o Klimku Bachledzie

Dokładnie przed 100 laty, 6 sierpnia 1910 r., niosąc pomoc rannemu taternikowi w północnych zerwach Małego Jaworowego Szczytu, w nawałnicy, wśród bijących piorunów zginął Klemens “Klimek” Bachleda. Ze ściany strąciła go kamienna lawina. Wiadomość o jego śmierci przyjmowano z niedowierzaniem.

Dokładnie przed 100 laty, 6 sierpnia 1910 r., niosąc pomoc rannemu taternikowi w północnych zerwach Małego Jaworowego Szczytu, w nawałnicy, wśród bijących piorunów zginął Klemens “Klimek” Bachleda. Ze ściany strąciła go kamienna lawina. Wiadomość o jego śmierci przyjmowano z niedowierzaniem.

Wspomnienia pośmiertne, pożegnalne artykuły i nekrologi ukazały się w prasie wszystkich trzech dzielnic zaborczych. Klimek Bachleda zginął, mając 61 lat, w apogeum dobrej sławy, jaką się cieszył. Dla wielu był autorytetem, uznaną wielkością, niekwestionowanym królem tatrzańskich przewodników.

Klimek urodził się w 1849 r. w Bachledówce koło Kościeliska. Był dzieckiem podhalańskiej biedy. Przyszło mu służyć u gazdów i na halach. W życiu był robotnikiem rolnym, cieślą, a nawet grabarzem czasu zarazy. Trochę kłusował – do czasu, bo pochłonęły go Tatry. Przemierzał je jako pomocnik tuzów ówczesnego przewodnictwa, takich jak: Maciej Sieczka, Szymon Tatar starszy czy obaj Walowie. Chodził też po Tatrach sam. Uczył się szybko. W 1886 r. uzyskał stopień przewodnika pierwszej klasy. Tatry znał świetnie. Poznał w nich każdy kąt, prowadząc w góry Karola Potkańskiego, Kazimierza Tetmajera, Stanisława Eljasza-Radzikowskiego, Mieczysława Karłowicza i wielu innych. Przeszedł ponad 20 nowych – dróg latem i zimą. Jako pierwszy zdobył Staroleśny Szczyt, Ganek, Rumanowy, Kozie Czuby. Znakomity człowiek gór, najwybitniejszy góralski znawca Tatr – napisze o nim po latach Jan Alfred Szczepański.

Klemens Bachleda chodził w Tatry przez ponad 30 lat. Dla ratowników górskich jest mitem, wciąż żywym symbolem poświęcenia do granic życia i wierności składanej przez ratowników przysięgi. Mariusz Zaruski, znając jego niepoślednie zalety charakteru i umysłu, proponował mu objęcie kierownictwa powstałego w 1909 r. Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Klimek na to nie przystał – był skromnym człowiekiem – ale służył Zaruskiemu pomocą i radą jako jego zastępca. Swym autorytetem konsolidował drużynę pierwszych ratowników tatrzańskich. Stawiał się na każde wezwanie naczelnika.

Otrzymał za to nagrodę – jego towarzysze i przyjaciele znieśli go na swoich barkach w doliny, na piersi położyli mu gałązkę kosodrzewiny. Na grobie wyryto napis: Poświęcił się i zginął.

Tak, koleżanki i koledzy, przed stu laty zginął Klemens Bachleda. Nie odszedł całkiem.