3 dni urlopu
Jak się skutecznie sponiewierać w górach mając 3 dni urlopu? Pojechać do Chamonix i naprzeć na Grandes Jorasses!
Na ten wyjazd mieliśmy z Edkiem z KW Poznań faktycznie tylko 3 dni urlopu + weekend, więc wykombinowaliśmy, że dla aklimatyzacji przejdziemy jakąś nietrudną ale długą drogę. Całun na pn ścianie Grandes Jorasses wydał się do tego idealnym celem. Po całonocnej jeździe z Wrocławia do Chamonix przyjechaliśmy rano w sobotę 2010.02.13 i tego samego dnia doczłapaliśmy do schroniska Leschaux. Następnego dnia podeszliśmy w górę doliny i zabiwakowaliśmy w namiocie niedaleko pn ściany Grandes Jorasses. Jak mawia kol. Tomecki „skwaru nie było” bo temperatura opiewała na co najmniej -25ºC. Dlatego poranne gotowanie trwało w nieskończoność mimo zagrzewania naszego Jetboila do boju częstymi okrzykami typu: „No dajesz , wuju, dajesz !”. Precyzyjny harmonogram wycieczki uległ też kolejnemu opóźnieniu w okolicach szczeliny brzeżnej – okazała się dla nas nie do przejścia wprost, ostatecznie z trudem przełoiliśmy ją ok. 100m na lewo od wejścia w drogę. Wspinaczkę właściwą linią rozpoczęliśmy już za dnia, znacznie później niż planowaliśmy. Mimo nienajlepszych warunków droga nie przedstawiała żadnych trudności technicznych, w zasadzie jest dość rzęchowata, za to zdecydowanie kondycyjna. Odczuliśmy to wspinając się w typowo polskim stylu slow & heavy 🙂 dźwigając wielkie śpiwory, maszynkę do gotowania, żarcie itd. Więc oczywiście ciemności zastały nas przed końcem drogi, po ciemku nie mogliśmy znaleźć wyjścia na grań i złorzecząc zabiwakowaliśmy pod nią w śpiworach. Po całonocnym kokoszeniu rano ochoczo ruszyliśmy na grań i rozpoczęliśmy zjazdy w kierunku Przełęczy Jaskółek. Zjazdy te cieszą się złą sławą, co potwierdzała wisząca z jednego z podejrzanych stanowisk postrzępiona lina połówkowa, z jakiejś przyczyny porzucona (?) przez zjeżdżających. My również potwierdziliśmy tą złą sławę, bo w połowie zjazdów zafundowaliśmy sobie wypadek: głaz będący stanowiskiem zjazdowym ruszył się pod moim obciążeniem (zjeżdżałem jako pierwszy) i przycisnął prawą rękę Edka. Po wydobyciu ręki spod głazu Edek nie mógł nią ruszać ani zjeżdżać dalej samodzielnie. Zadzwoniliśmy więc po śmigło i po godzinie ratownicy zdjęli nas bezpiecznie z grani i odstawili prosto do Chamonix. Zabrali też pozostawiony przez nas namiot. Byliśmy pod wrażeniem ich życzliwości i profesjonalizmu, czego nie można powiedzieć o personelu szpitala w Sallanches, gdzie Edek czekał ponad 6 godzin, aż ktoś obejrzy jego pokancerowaną rękę.
Całe szczęście skończyło się tylko na silnym stłuczeniu, za to ja odkryłem, że podczas biwaku niefortunnie zatamowałem sobie krążenie w nodze i odmroziłem palce jednej stopy. Także ten sezon zimowy obaj z Edkiem już mamy z głowy. W środę 2010.02.17 wróciliśmy do Polski i rozpoczęliśmy rekonwalescencję. Mamy teraz czas na pisanie :-, relację Edka z tego wyjazdu i nie tylko przeczytacie też na stronie KW Poznań.
Dolne wyciągi Całuna
Pole lodowe na Całunie
Edek po po wyjściu na grań
Pierwszy zjazd Granią Jaskółek