Lodowiec Stubai – pełnym gazem na krawędzi

Na fali pozytywnych wibracji przyjętych od Przemka Jezierskiego w trakcie warsztatów skiturowo-lawinowych podczas inauguracji sezonu zimowego WKW na Szrenicy, udało się zawiązać grupę, która w dniach 12-18 stycznia wybrała się na Lodowiec Stubai. Wyjazd był skierowany do średniozaawansowanych narciarzy, a naszymi głównymi celami było poprawienie techniki jazdy poprzez ćwiczenia na stoku, przeniesienie tej techniki z trasy w teren oraz podniesienie umiejętności z zakresu wyboru terenu w kontekście zagrożenia lawinowego. Czy te cele udało się zrealizować? Tutaj o zdanie powinniśmy poprosić samego Przemka, ale informacje zwrotne od uczestników były zdecydowanie na plus! 

W niedzielne popołudnie, po 9h trasy, zameldowaliśmy się w miejscowości Neustift im Stubaital, która była naszą bazą wypadową na lodowiec. Do stacji narciarskiej mieliśmy ok. 20 minut dojazdu i bezproblemowo meldowaliśmy się tam w okolicach 8:30 każdego dnia, tak aby zdążyć na jeden z pierwszych kursów gondoli. Rytm każdego dnia był podobny – na początek porządna rozgrzewka, następnie godzina jazdy indywidualnej, potem część szkoleniowa do 3h, przerwa (z której co niektórzy rezygnowali, żeby skorzystać z puchu poza trasami), dalsza część szkoleniowa i ok. godziny 16 rozpoczęcie ostatniego zjazdu, tym razem już na sam dół.

W trakcie części szkoleniowej Przemo jak obiecywał tak zrobił – cofnęliśmy się do początków, a więc do jazdy pługiem, aby następnie poznać tajniki „basic alpine position”. W trakcie tej części niektórzy z nas odkryli, że kolano niekoniecznie jest stawem zawiasowym i zgina się również do wewnątrz i na zewnątrz, a nie tylko przód-tył. Idąc tym tropem, wciskając bioderko, wycinaliśmy na stoku naszymi krawędziami przepiękne girlandy. W trakcie zajęć Przemek niejednokrotnie zamieniał się w operatora kamery, rejestrując materiał do wieczornej analizy, w trakcie której mógł się nad nami pastwić do woli. Po pierwszym dniu jazdy w ramach zajęć pozatrasowych na tapet wzięliśmy sobie pierwszą pomoc bazując na doświadczeniu Przemka ze szkolenia Wilderness First Responder (pierwsza pomoc w dziczy). Oprócz przypomnienia standardowych podstaw, poznaliśmy parę tricków (np. założenie chusty trójkątnej z odzieży poszkodowanego, którą ma na sobie) oraz zapamiętaliśmy, że wg protokołu postępowania WFR niezależnie od podejrzewanego urazu, nie można zlekceważyć sprawdzenia stanu palców u stóp 😀 . Po trzech dniach walki z naszą techniką (lub jej brakiem), czwartek okazał się być dniem off-piste. Była część poświęcona profilaktyce lawinowej a zdecydowaną większość dnia staraliśmy się spędzić poza wyratrakowanymi trasami – niestety warun nie rozpieszczał – było trochę puchu i ciężko będzie to przełożyć na tatrzańskie betony czy karkonoską lodoszreń łamliwą 😉 .

Sytuację poprawiały gdzieniegdzie muldy i wystające kamienie, dzięki którym tego dnia w ramach zajęć wieczornych poznaliśmy podstawy serwisowania nart – począwszy od uzupełniania ubytków w ślizgu, przechodząc przez ostrzenie krawędzi i kończąc na smarowaniu. Wracając do techniki poruszania się na stoku, w drugiej części tygodnia dotarliśmy do krótkiego skrętu, a nawet śmigu! Wniosek z tej części: przy krótkim skręcie najważniejsze to pamiętać, że każdy skręt może być naszym ostatnim 😀 .

Dla nas jako uczestników szkolenia, chyba najlepszą nagrodą było to, że na koniec dostaliśmy informację, że jest dla nas nadzieja w tym sporcie! W wielkim skrócie: Przemek spisał się wyśmienicie w roli instruktora, każdy z nas zanotował progres, część z nas po raz pierwszy poczuła moc jazdy na krawędzi i wyjechaliśmy ze Stubaiu głodni kolejnych dni na nartach. Do następnego!

Z klubowym pozdrowieniem, Melepety Team (Agata, Angie, Beti, Milena, Damian, Kuba, Marek) i młody, perspektywiczny instruktor Przemysław Jezierski.

PS Specjalne wyrazy uznania dla Beaty, która trzeciego dnia w trakcie upadku uszkodziła kciuk. Dopiero po powrocie do Polski okazało się, że jest złamany. Szybkiego powrotu do zdrowia i formy!