Relacja z warsztatów drytoolowych w Wojcieszowie

Choć obecna pogoda w Karkonoszach bardziej zachęca do wspinania klasycznego, a niektóre drogi w Kamieniołomie Śmiertelnym wyglądem nadawały się bardziej do zebrania garści gliny i ulepieniu garnka, niż wspinania, to ekipa WKW pod przewodnictwem Prezesa, jak zwykle nie zawiodła.

Jako główny spóźnialski ominął mnie początek podrygów, lecz po przybyciu słuchałem, jak Prezes zachwalał, że jest progres. Oczywiście progres musiał być. W Wojcieszowskim kamieniołomie nie ma miękkiej gry. Drogi długie, techniczne, stopnie jakieś takie iluzoryczne, skała krucha, obślizgła … no i obite przez Krzyśka, nie ma łatwej cyfry. Czyli co, źle? Wręcz przeciwnie. Myślę, że zgodzicie się ze mną, że wszystkie drogi miały piękny, techniczny charakter, wymagając nie tylko żelaznego bicka, lecz również odpalenia szarych komórek i nieszablonowych rozwiązań. Ot co, świetne przygotowanie pod Tatry.

Jeśli komuś brakowało motywacji to na bank zastąpił ją laserowy Krzysiek, który co raz wskazywał uczestnikom kolejne perełki, a wskaźnikiem namierzał chwyty i stopnie bawiące ze wspinającymi się w chowanego. W ten oto sposób nastąpiło zjawisko za wielką wodą zwane ‘send train (brah)’, a łupem śmiałków padły m. in. dróżki takie jak „Pierwsze Przejście” D6 (dla wielu pierwsze w kamieniołomie, aż 6 powtórzeń!), „Quo Vadis” D6 (zaraz na drugim miejscu pod względem ilości prowadzeń), czy również dość popularna wędkowo „Retrybucja” D6/+. Nie chcę zamęczać pełną listą przejść na którą możecie zerknąć i uzupełniać braki w komentarzach.

Podsumowując, dziabki rozgrzały się do czerwoności, spod raków leciały iskry, a co najważniejsze pod okiem Prezesa (i Gałeczki ), wszyscy zrobili progres oraz świetnie się bawili. Nie wiem jak Wy, ale osobiście naładowałem pozytywnie baterie i złapałem dodatkowy podmuch wiatru w żagle motywacji.

A więc kiedy wracacie do Wojcieszowa? Mnie przyciągnął z powrotem już kolejnego dnia.

– Janek Gałek