Kurs Lawinowy I stopnia – relacja
Łazi człowiek już po tych górach kawał czasu, a jak wiadomo po takich Tatrach, to lepiej zimą, misie śpią i turystów mniej. W weekend to i nocleg można zarezerwować w schronisku, tylko z półrocznym wyprzedzeniem. Więc jak widać zimą ogólnie jest lepiej, no ale te lawiny, jakoś tak powstrzymują tych co bardziej rozważnych czy bojaźliwych amatorów górskich szczytów. Problem zagrożenia lawinowego można rozwiązać bardzo łatwo, nie jeździć zimą w góry. Tylko jak już pół roku wcześniej zarezerwowaliśmy ten pokoik w Murowańcu, z odłożonej kasy na bramki na A4 i parking w Zakopcu, zostało nam parę groszy na stylową kurtkę z gore. To jak tu porzucić taką pasję i nie jeździć zimą w Tatry??
Lepiej zapisać się do WKW, a klub zatroszczy się o organizację szkolenia lawinowego. Pozostaje jedynie pojechać.
Pierwsze zajęcia rozpoczęły się w piątkowy wieczór w Moku, nie wszyscy uczestnicy zdążyli na czas, ale jak wiadomo droga z Palenicy do Moka nie należy do najłatwiejszych i po zmroku staje się nie lada wyzwaniem. No ale wracając do zajęć to na początku poznaliśmy naszych instruktorów z Fundacji Anny Pasek i Szkoły Górskiej Morskie Oko, zapoznali nas oni z programem szkolenia na najbliższe dni i rozpoczęliśmy wykładem o śniegu. Wykład zleciał w miarę szybko, jedni grzali się przy kominku, inni grzali się przy piwku.
Sobotę rozpoczęliśmy i zakończyliśmy wykładem, na szczęście w przerwie między slajdami udało się wyrwać na sześciogodzinne zajęcia terenowe, gdzie mieliśmy okazuję zapoznać się z zasadami poszukiwania, odkopywania i udzielania pomocy poszkodowanym w lawinach.
Była możliwość potestować różnego rodzaju detektorów, a jest tego sporo, przetestowania różnych technik sondowania, a nawet jak ktoś zasłużył to i mógł się zakopać na parę chwil pod warstwą śniegu i czekać na ratunek życzliwych koleżanek i kolegów. Wieczorem odbyła się mała integracja przy czekoladzie, żelach energetycznych i batonach proteinowych, co niektórzy po zakończeniu działali jeszcze w swoich pokojach w podgrupach z mieszanką studencką.
Niedzielę standardowo rozpoczęliśmy od wykładu, a potem to już był dzień łopaty.
Zajęcie terenowe z kopania w śniegu. Style były różne, kopano śniegowe bloki sześcienne i pięciościenne, duże i małe, potem te stanowiska wykopaliskowe poddawano eksperymentom i analizie.
W ruch poszły także różne przyrządy do pomiaru nachylenia stoku. Dzień łopaty potwierdził na przykład, że w terenie niebezpiecznym lepiej mieć nad sobą pojedynczego gościa w dresie i adidasach, który próbuje zdobyć zimą Rysy niż skiturowca.
Szkolenie zakończyliśmy uściskiem ręki prezesa i wręczeniem dyplomów, co bardziej zamożni zjedli jeszcze obiad w Moku i już rozproszeni w małych grupach wyruszyliśmy w drogę powrotną do Palenicy.
Co teraz, teraz z drobnych które zostaną nam z zaoszczędzonej kwoty na parking w Zakopcu i bramkach na A4 trzeba kupić lawinowe ABC, a nie stylowe gore.
Kamil Andrejas