Sierpniowe Alpy

W okresie 1 – 13 sierpnia 2009 zespół w składzie Michał Kajca (Wrocławski Klub Wysokogórski, Szkoła Wspinaczki “Granit”) i Karol Witkowski (Klub Wysokogórski w Toruniu) miał przyjemność przejść w Alpach kilka niezwykle pięknych dróg.

  Moja zielona
strzała kolejny raz okazała się posłuszna i dowiozła nas
bezawaryjnie do upragnionej mekki. Karol pierwszy raz zawitał do
Chamonix i z jego twarzy ani na chwilę nie znikał wyraz euforii.
Czasu nie mieliśmy za dużo, mogliśmy jedynie liczyć, że pogoda
okaże się łaskawa i uda się jednak trochę powspinać.


{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/dent du requin_resize.jpg] width:=[400]}

 

Grań Dent du
Requin 3422m

 

 

Pierwsze –
rozruchowe w założeniu – pięć dni spędziliśmy po przepięknej
południowej stronie Igieł. Envers des Aiguilles zachwyciły nas pod
każdym względem: wspaniałe wysokogórskie otoczenie, nieodległe
fantastyczne ściany, idealne platformy biwakowe, w końcu
rewelacyjny wręcz granit i masa pięknych dróg o długości od 200
do 800 metrów. Czego chcieć więcej od życia?

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/namiot resize.jpg] width:=[300]} 

 

Baza stanęła
na orlim gnieździe nad lodowcem Mer de Glace

 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/aiguille verte i dru 2_resize.JPG] width:=[400]} 

 

Les Drus 3754m,
Aiguille Verte 4122m i Aiguille de Moine 3412m (od lewej)

 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/aiguille verte i dru_resize.JPG] width:=[400]} 

 

Zbliżenie.
Widoczne obrywy na Petit Dru

 
 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/dent du geant 2_resize.jpg] width:=[400]} 

Dent
du Geant 4013m,
Aiguille de Rochefort 4001m i Grandes Jorasses 4208m (od prawej)

 

Pierwszego
dnia pokonaliśmy dwie dwustumetrowe linie na najbliższej naszego
namiotu ścianie Tour Verte: wiodącą rysami
La
piege 6a+
(z wariantem startowym 6b+) i nieco
trudniejszą
Pasang, de retour de l’Everest
6c
. Obie bardzo ładne i w litej skale. Sama
przyjemność.

 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/nantillons_resize.JPG] width:=[300]} 

 

Ściany
Nantillonów – prawie jak w Tatrach

 

 {jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/tour verte topo1_resize.jpg] width:=[300]}

 

Tour
Verte.
Przebieg dróg La piege 6b+ (żółta
linia) i Pasang, de retour de l’Everest 6c (czerwona linia)

 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/aiguille%20moine_resize.jpg] width:=[300]} 

Schronisko
Envers przegrywa z urokami spania w namiocie

 

 

Na kolejny
dzień wybraliśmy już dłuższą linię – położoną na Aiguille
de Roc szesnasto-wyciągową
Tout va mal 6c+
o długości ok. 600m (topo Pioli daje sto metrów mniej, ale jest to
chyba pomyłka). Żeby zameldować się na starcie drogi trzeba
pokonać krótki, dość stromy lodowczyk, a przede wszystkim pokonać
bardzo nieprzyjemną (za naszego pobytu) szczelinę brzeżną.

 
 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/aiguille de roc_resize.jpg] width:=[300]}

 

Górująca
nad naszym namiotem Aiguille de Roc

 

 

Ciekawostką
jest, że wiele dróg sprzed 15-20 lat – również i nasza – posiada
obecnie dodatkowy wyciąg, czasem nawet więcej, z powodu gwałtownie
zanikających lodowców. Łatwo ten proces zauważyć porównując
schematy dróg sporządzone w takim odstępie czasu. Czasami wejście
w drogę znacznie się utrudnia, a może być nawet niemożliwe.

 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/tout w4_resize.jpg] width:=[400]}

Karol na
czwartym wyciągu Tout va mal

 

{jgxtimg src:=[images//aktualnosci/2009_IX/tout va mal w13_resize.jpg] width:=[300]} 

 

Trzynasty
wyciąg Tout va mal

 

 

Tout va
mal
zachwyciła nas urozmaiceniem i urodą
formacji, jakością granitu, wyrównanymi trudnościami i pięknem
samego wspinania. No i to otoczenie… Dru, Grandes Jorases, Dent du
Geant i setki innych strzelistych turni. Jest to zdecydowanie jedna z
najpiękniejszych dróg górskich, jakie znam. Kluczowy wyciąg
wyceniony na 6c+ jest w całości niezależnym ominięciem
oryginalnego wahadła, powstałym w trakcie reekipowania drogi przez
Piolę i sprowadza się do uroczej, iście bulderowej sekwencji w
czterystumetrowej lufie.

 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/tout va mal topo_resize.jpg] width:=[300]} 

 

Przebieg Tout
va Mal (6c+, 600m) na Aiguille de Roc ok. 3200m

 

 

Z uwagi na
zbyt późny start drogę skończyliśmy o zmroku i zjeżdżaliśmy
ścianą w nocy, co zresztą było dość przyjemne, gdyż księżyc
w pełni i tysiące gwiazd umożliwiały podziwianie Alp w zmienionej
szacie.

Wspinaczka
zmęczyła nas do tego stopnia, że następnego dnia nie oddalamy się
zbytnio od namiotu i zapasów jedzenia. Staramy się uchwycić na
zdjęciach magię tego miejsca, co niestety okazuje się niemożliwe.

 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/grandes jourases o zmierzchu_resize.jpg] width:=[400]} 

 

Grandes
Jorases o wschodzie księżyca, widok ze szczytu Aiguille de Roc.

 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/alpejska noc_resize.JPG] width:=[400]}

 

Alpejska noc

 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/widok z namiotu_resize.JPG] width:=[300]} 

 

Czyż nie
jest pięknie?
 

 

Według
prognoz został nam do zagospodarowania ostatni dzień pogody. Długo
nie możemy znaleźć w przewodniku Pioli zadawalającej linii – po
Tout va mal staliśmy
się wybredni
.
W ostatniej chwili znajdujemy w topo wschodnią ścianę turni Pointe
3038m de Trelaporte i nowość z 2005 roku nazwaną
California
Dream 7a
500m. Nazwa brzmi zachęcająco,
opis też, trudności niezwykle wyrównane: na 14 wyciągów aż 10
jest trudnych – 8 w przedziale 6b – 6c oraz po jednym 6c+ i 7a. Jak
na nasze możliwości jest to spore wyzwanie.

 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/tout va mal w1b_resize.jpg] width:=[300]}

Micaj w akcji

 

Dostanie się
pod drogę wymaga podobnych akrobacji jak ostatnim razem – krótki
lodowiec, „milutka” szczelina brzeżna, asekuracja ze stanu z
zabitych dziabek, przekrok nad czeluścią wykonany na bezdechu. Jak
to często bywa – najtrudniejszy pierwszy krok…

Umówiliśmy
się, że pierwszą część ciągnie Karol. Sprawnie pokonuje osiem
dolnych wyciągów, robiąc w międzyczasie jakiś szalony wariant
własny. Przeważające formacje to rysy, zacięcia, niebanalne
kominy i flejki wymuszające technikę dĂĽlfra
 – nazwa California
Dream
wydaje się trafiona. Na drodze jest
pewna ilość spitów osadzanych na prowadzeniu (około 20), ale
głównie na krótkich odcinkach płyt, generalnie musimy asekurować
się samemu. O niektórych wyciągach można powiedzieć tylko jedno
– poezja…

 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/karol_resize.jpg] width:=[400]} 

Szczytowanie

 
 

Moja część
jest krótsza (6 wyciągów), za to zawiera dwa haczyki. Pierwszy
kluczowy odcinek za 7a jest ośmiometrową zalaną rysą o wysuniętej
krawędzi i wymaga techniczno-siłowej kombinacji dĂĽlfra, skradania
w płycie i rozpieraczki. Muszę się naprawdę mocno sprężyć
koncepcyjnie, bo jest nieewidentnie, a moc znika z prędkością
światła, ale się udaje. Radość jest krótka, bo pogoda
oczywiście (jak zwykle…) właśnie w tym momencie postanowiła się
psuć i zaczyna się klasyczna górska nerwówka. Przedostatni wyciąg
6c+ ku naszej konsternacji okazuje się być dwudziestometrowym
„beznadziejnym” rajbungiem. Biorąc pod uwagę to, co się dzieje
wokół nas, wiemy, że mamy tylko jedną szansę (czego nie poprawia
świadomość, że jesteśmy tak blisko szczytu…). Z pociętymi
opuszkami kończę wyciąg z kojącą myślą, że zostało nam do
szczytu tylko 4a. Tym razem pogoda wyjątkowo okazała się łaskawa
i zaczyna padać dopiero przy namiocie.

 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/california dream topo_resize.jpg] width:=[300]} 

Przebieg
California Dream (7a 500m), Pointe 3038m de Trelaporte

 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/zachod_resize.JPG] width:=[300]} 

Zachód
słońca nad lodowcem
Leschaux

 

Piękna aura
się skończyła, jedzenie też. Nie pozostaje nam nic innego jak
ewakuować się do Szamoniksu. Głównym celem dla nas było
wspinanie na Val Blanche, jednak ze względu na to pogodę i słabe
prognozy dla Masywu Mont Blanc zdecydowaliśmy się szukać szczęścia
w oddalonych o 800 km Dolomitach, a konkretnie w grupie Tre Cime di
Laverado.

 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/cimy_resize.JPG] width:=[300]} 

Północne
urwiska Cim

 

Podróż
odbyła się nie bez przygód, a do tego zostaliśmy obciążeni
bezczelnym haraczem za włoskie autostrady. Przynajmniej obaj
jesteśmy zgodni co do celu –
Direttissima
Hasse-Brandler VIII
(7a+) 550m na słynnej
północnej ścianie Cima Grande. Biorąc pod uwagę, że stopień,
który reprezentuje droga jest w zasadzie granicą naszych możliwości
OS w skałkach, cel wydaje się dość ambitny. Mamy jeszcze
maksymalnie dwa dni czasu, więc od razu po przyjeździe pakujemy wór
szturmowy, ustalamy taktykę i idziemy spać.

Dzień 1,
scena 1

4:40 Nie
musimy nawet wychodzić z namiotu, żeby wiedzieć, iż z
Direttissimy nici…
Totalna zlewa. Usypiamy błyskawicznie w rytm uderzeń kropli o nasz
namiocik rozstawiony koło samochodu na kultowym parkingu.

Dzień 1,
scena 2

9:00 Na
zewnątrz panuje dla odmiany idealna pogoda. Wygląda, że ściany są
już prawie suche. Nie pozostaje nam nic innego, jak znaleźć sobie
jakiś lekki cel zastępczy, żeby nie zmarnować całkiem dnia.
Wybieramy słynny
Żółty Kant
na Cima Piccola (VI+, 400m). Droga okazuje się faktycznie ładna i
jak na Dolomity – lita. Zdecydowanie jest godna polecenia, mimo iż w
niewielu miejscach biegnie rzeczywiście w linii strzelistego filara.
Z półek szczytowych wygodnymi zjazdami (nowe stanowiska) dostajemy
się z powrotem na ziemię.

 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/cima piccola_resize.JPG] width:=[300]} 

Cima Piccola
2857m i jej piękny Żółty Kant

 

Dzień 2,
ostatni

4:40 Na
niebie gwiazdy. Szybki posiłek i w końcu napieramy pod północne
ściany! Pod drogą meldujemy się sporo przed szóstą, niestety
jako piąty! zespół w kolejce… Porażka. Wydaje się, że
wszystkie zespoły w okolicy wybrały akurat ten dzień na zmierzenie
się ze słynną drogą. Potwierdza się stara prawda mówiąca, że
klasyki na Cimach najlepiej zaczynać przed świtem.

Rozgoryczeni
zaczynamy się przyzwyczajać do myśli, że właśnie rozpoczął
się nasz powrót do Polski, kiedy trójkowy zespół czekający
przed nami rezygnuje ze wspinania. Postanawiamy spróbować! Na
drugim wyciągu rezygnuje jeszcze jeden zespół. Słabo asekurowalny
trawers na tym wyciągu pełni chyba w założeniu rolę egzaminu
dojrzałości dla wspinających się zespołów, bo powyżej na całej
drodze asekuracja jest dobra (głównie stare haki, kilka spitów i
własna asekuracja). Może to i słusznie, bo ze względu na
diagonalny przebieg dolnej części drogi oraz następującą potem
strefę przewieszenia zjazd drogą wydaje się trudny.

Pierwsze
osiem wyciągów biegnie diagonalnie w lewo przez pozbawione
większych formacji pionowe urwisko. Na tym odcinku maksymalne
trudności sięgają stopnia VII+, a trzy inne wyciągi opisuje cyfra
VII. Powyżej zaczyna się strefa przewieszona – biegnący skośnie
w prawo system rys nakryty pasem okapów, gdzie zlokalizowane są
kluczowe trudności drogi (VII+/VIII-, VIII, VIII, VII+). Haków na
tym odcinku jest dużo, dzięki czemu asekuracja jest dość łatwa.
Kości służą raczej do jej wzmacniania, bo haki świeżością nie
grzeszą…

 

 
{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/hasse brandler topo_resize.jpg] width:=[300]} 

Przebieg
Direttissimy Hasse-Brandler (VIII, 550m) na północnej ścianie Cima
Grande 2999m

 

Pierwszą z
dwóch kluczowych ósemek ciągnie Karol. Jest to skośna
przewieszona rozwarta rysa. Na dodatek tego dnia całość
obrzydliwie zacieka wodą. Wszystkie zespoły przed nami pokonują go
A0, czemu sprzyjają wiszące smętnie z haków pętle. Karol nie
wydaje się zachwycony czekającym go wyzwaniem, tym bardziej, że to
miał być mój wyciąg (szczerze powiedziawszy wymigałem się
argumentem, że to nie moja formacja
).
Taktyka okazała się jednak słuszna, gdyż mój partner stanął na
wysokości zadania i – w strasznych jękach co prawda – ale wyciąg
skończył klasycznie!

Na drugi
kluczowy wyciąg napieram ja. Wygląda – z grubsza ujmując – dużo
bardziej zachęcająco. Lekko przewieszająca się rysa. Długa i
ciągowa, ale też z możliwością trickowych restów. Udaje się
nawet trochę poklinować. Nie mogę prawie uwierzyć w to, co się
dzieje, wpinając się do stanowiska…

Pozostaje do
pokonania jeszcze tylko jedna trudniejsza długość liny za VII+.
Zmęczenie daje się jednak już mocno we znaki i wyciąg zmusza do
ostrej walki i wybiera ze mnie resztki sił. Karol też ma dość.
Nie ma jednak czasu na odpoczynek, trzeba napierać dalej bo jest już
późno, a do półek jest jeszcze sześć wyciągów w zacięciach i
kominach. Trudności niby „tylko” w przedziale V – VI, ale –
jak się okazało – cały czas trzeba się wspinać.

Półki
podszczytowe osiągamy w zapadających ciemnościach, szczytowania
dziś nie będzie. Teraz zaczyna się wyścig pod tytułem –
znaleźć zejście póki jeszcze coś widać. Przewijając się na
południową flankę Cima Grande tracimy jednak nadzieję na szybkie
znalezienie się na dole – z drugiej strony panuje gęsta mgła.
Zejście z tego szczytu jest skomplikowane orientacyjnie (dobrze jest
na taką okoliczność rozpoznać je sobie wcześniej) i nie wróży
to nic dobrego. Mimo działającej na naszą korzyść grawitacji
odnajdywanie drogi zajmuje nam w tych warunkach mnóstwo czasu. Na
parkingu jesteśmy około trzeciej w nocy. I tak nieźle, że
schodziłem już kiedyś z Dużej Cimy, bo gdyby nie to – kibel byłby
pewny. Padamy nieżywi przy samochodzie, żeby po paru godzinach snu
rozpocząć długą podróż do macierzy.

 

{jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/cima ovest_resize.JPG] width:=[300]}

Cima Ovest di
Laverado 2973m

 

 {jgxtimg src:=[images/aktualnosci/2009_IX/dach swiata_resize.JPG] width:=[300]}

i słynny
„Dach Świata” z Bellavistą 8c i Pan Aroma 8c (obie Alex Huber)

Wykaz
przejść:

Envers
des Aiguilles, Masyw Mont Blanc
 

4 sierpnia –
Tour Verte

 

La
piege
,
war. 6b+
OS,
200m oraz Pasang,
de retour de l’Everest 6c

OS, 200m

5
sierpnia – Aiguille
de
Roc

Tout
va mal 6c+
OS,
600m

7
sierpnia – Pointe 3038m de Trelaporte 

California
Dream 7a
OS,
500m


Tre
Cime di Laverado, Dolomity

11
sierpnia
– Cima
Piccolissima

Gelbe
Kante VI+
OS,
400m

12
sierpnia – Cima Grande

Direttissima
Hasse-Brandler

VIII
OS, 550m


Dziękujemy
bardzo Polskiemu Związkowi Alpinizmu
za
wsparcie naszego wyjazdu.

 

 

Michał
Kajc
a (Szkoła Wspinaczki “Granit”)