Yosemite 2008
Na przełomie września i października Michał Kajca oraz Jarosław Liwacz odwiedzili granity Doliny Yosemite.
{jgxtimg src:=[/images/aktualnosci/2008-IV/yosemite/yosemite.jpg] width:=[160] hspace:=[5] align:=[right] title:=[Dolina Yosemite]}Nasz wyjazd do słonecznej Kaliforni odbył się w dniach 24.09.2008 – 24.10.2008 w dwuosobowym składzie: Michał Kajca (Wrocławski Klub Wysokogórski) i Jarosław Liwacz (Sudecki Klub Wysokogórski). Celem od początku było wspinanie klasyczne na wypolerowanych, granitowych ścianach Doliny Yosemite.
Pierwszy tydzień w Dolinie poświęciliśmy na rozwspinanie w rysach w rejonach o charakterze skałkowym. Upały dochodzące do trzydziestu kresek bardzo utrudniały zadanie, ale koniec końców cel został osiągnięty. Chociaż na tym etapie wspinaliśmy się po drogach względnie łatwych (5.8 – 5.10b), to poczuliśmy się w tutejszej skale na tyle pewnie, żeby zaatakować coś trudniejszego.
Pierwszą dłuższą drogą, jaką zrobiliśmy, była łańcuchówka historycznych dróg na dwóch piętrowo ułożonych ścianach: Royal Arches (5.10b, 600 m) na ścianie o tej samej nazwie i South Face (5.8, 350 m) na North Domie. Pomimo niewygórowanych trudności, był to rzetelny test naszej szybkości i kondycji. Zaskoczeniem dla nas była druga droga, która okazała się wcale nie tak łatwa, jak można by sądzić po wycenie. Szczególnie zapadły nam w pamięci runoutowe rajbungi o wycenie 5.6 😉 Była to chyba pierwsza górska droga w naszej karierze pozbawiona jakichkolwiek stałych punktów, nawet na stanowiskach!
{jgxtimg src:=[/images/aktualnosci/2008-IV/yosemite/Ostatni chwyt na Moratorium.jpg] width:=[160] title:=[Ostatni chwyt na Moratorium] hspace:=[5] align:=[left]} Po solidnym reście postanowiliśmy się w końcu sprawdzić na czymś spod znaku 5.11. Wybraliśmy bardzo estetyczną, choć krótką wspinaczkę na Schultz’s Ridge – Moratorium 5.11b. Na drodze nie sposób się zgubić, gdyż wszystkie cztery wyciągi biegną dnem wielkiego zacięcia, a kluczowe trudności drogi wymagają delikatnych rozporów połączonych z dĂĽlfrem na końce palców. Co prawda on sight był wykluczony, ponieważ Jarek znał drogę, ale zależało nam na sprawnym przejściu i przełamaniu mentalnej bariery stopnia. Chyba się to nam udało, gdyż kończymy drogę dość szybko, a kluczowy wyciąg udaje się pokonać OS. Nasze apetyty rosną…
Za kolejny cel obieramy sobie drogę The Free Blast 5.11b, 380 m na El Capitanie. Jest to w zasadzie 10 pierwszych wyciągów Salathe Wall, kończących się na Mamucich Tarasach. Fakt zakończenia wspinaczki w środku ściany rekompensowany jest niesamowitą scenerią pola walki – wspinamy się w końcu w centralnej części najsłynniejszej chyba ściany świata!
{jgxtimg src:=[/images/aktualnosci/2008-IV/yosemite/Jeden z rajbungow na Free Blast.jpg] width:=[160] title:=[Jeden z rajbungów na Free Blast] hspace:=[5] align:=[right]}Drogę udaje nam się przejść w stylu flash, aczkolwiek dwa kluczowe wyciągi za 5.11b padają OS. Drugi z nich jest niezwykle wymagającym rajbungiem i żeby go pokonać (szczególnie bez znajomości) trzeba dysponować sporym zapasem wyobraźni. Zjazdy z Mamucich Tarasów są zaporęczowane, co zdecydowanie przyspiesza powrót.
The Rostrum, a w zasadzie słynna droga w rysach biegnąca jej północną ścianą, była jednym z głównych celów naszego wyjazdu. Duży ciąg trudności, przepiękne formacje i robiąca wrażenie ekspozycja – tak w skrócie można by opisać drogę North Face 5.11c, 300 m.
Ściana jest oddalona o kilkanaście kilometrów od Camp 4 i jako że nie dysponujemy autem, rozbijamy akcję na dwa dni. Wieczorem dostajemy się pod ścianę, a raczej do szczytu, z którego należy zejść (na dole konieczne cztery zjazdy) do jej podstawy. O świcie rozpoczynamy wspinaczkę.
Początkowo pionowa ściana po kilku wyciągach wyraźnie się przewiesza i tak aż do szczytu. Camalot, który gubimy na przedostatnim wyciągu, ląduje dokładnie w miejscu startu w drogę… Drogę przechodzimy bez odpadnięć i trzeba przyznać, że na prawdę jesteśmy urzeczeni jej urodą.
{jgxtimg src:=[/images/aktualnosci/2008-IV/yosemite/Wyciag piaty.jpg] width:=[120] hspace:=[5] align:=[left] } Dwie trudne wspinaczki w krótkim odstępie czasu dały nam nieco w kość. W ramach aktywnego odpoczynku przechodzimy East Buttres 5.10b, 450 m na El Capie.
Jest to zdecydowanie najkrótsza i najłatwiejsza droga na tej mitycznej ścianie, nadająca się nawet dla średnio wprawnych wspinaczy, a przy tym bardzo ładna. Kluczowe miejsce 5.10b (coś jak nasze VI.1) jest krótkie i możliwe do przeazerowania.
Czuliśmy się w tym momencie już nieźle rozwspinani i przyszła kolej na kolejny ważny dla nas cel – Astromana 5.11c, 420 m na Washington Column. Drogi nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, gdyż zaliczana jest do wizytówek Doliny Yosemite, przynajmniej jeśli mówimy o wspinaniu klasycznym.
{jgxtimg src:=[/images/aktualnosci/2008-IV/yosemite/Gorne partie Astromana.jpg] width:=[120] hspace:=[5] title:=[Górne partie Astromana] align:=[right]}Pierwsza próba na drodze nie udała się, ze względu na konieczność powtarzania Enduro Corner i Harding Slot i związane z tym straty czasowe, a także niewystarczającą ilość wody. Po siódmym wyciągu zarządzamy zjazd i powrót na drogę po jednym dniu restu.
Tym razem idzie znacznie lepiej – poprzednio przebyte wyciągi pokonujemy sprawnie i szybko. Nawet Harding Slot, słynny z powodu problemów, jakie sprawia większości wspinaczy, puszcza dość gładko. Pozostałe pięć wyciągów przechodzimy już bez lotów, mimo to kończymy drogę równo ze zmierzchem. Astroman to na pewno jedna z piękniejszych linii, z jakimi mieliśmy okazję się zmierzyć. Trudności poszczególnych wyciągów składają się na spory ciąg i to chyba on stanowi główny problem drogi. Oczywiście jest jeszcze Harding Slot. Dla większych zawodników może być on zupełnie niewkaszalny – jest po prostu „dość” wąsko ;).
{jgxtimg src:=[/images/aktualnosci/2008-IV/yosemite/Przebieg drogi Chouinard-Herbert.jpg] width:=[120] title:=[Przebieg drogi Chouinard-Herbert] hspace:=[5] align:=[right]} Na koniec chcieliśmy się zmierzyć z Regular Northwest Face na Half Domie, niestety choroba Jarka wykluczyła taką możliwość. Wraz z Jonym z Norwegii przechodzę jeden z największych klasyków w Dolinie, czyli Serenity Crack and The Sons of Yesterday 5.10d, 300 m na Royal Arches.
Gdy do wykorzystania mieliśmy już tylko jeden dzień wspinaczkowy, decydujemy się, mimo że Blondas nadal niezbyt zdrowy, na jeszcze jeden wspin. Chcemy zmierzyć się z północną ścianą Sentinel Rock, a dokładniej z drogą Chouinard-Herbert 5.11c, 600 m. Pod drogę podchodzi się eksponowanymi zachodami pokonując ok. 300 z 800 metrów deniwelacji ściany.
Pierwsze 200 metrów drogi, wyprowadzające na turnicę przyklejoną do północnej ściany, to niezbyt trudne wspinanie (do 5.8). Kolejne siedem wyciągów, w tym dwa 5.11c i jeden 5.11a, stanowi trudność tej niezwykle logicznej linii, a końcowe metry znowu odpuszczają. Udaje nam się pokonać całość w stylu OS i stanąć na szczycie Sentinela jeszcze przed zmrokiem. Obawialiśmy się, czy zdążymy, gdyż zejście z tego szczytu zaliczane jest do jednego z trudniejszych w Dolinie.
Następnego dnia zwijamy się z Camp 4 i opuszczamy Dolinę, a Lufthansa odwozi nas bezpiecznie do domu.
Â
Ciekawsze przejścia:
- Royal Arches – Royal Arches 5.10b OS (16 wyciągów),
- i North Dome – South Face 5.8 OS (8 wyciągów) tego samego dnia,
- Shultz’s Ridge – Moratorium 5.11b RP (4 wyciągi),
- El Capitan – Free Blast 5.11b Flash (10 wyciągów),
- Rostrum – North Face 5.11c OS (8 wyciągów),
- El Capitan – East Buttress 5.10b OS (13 wyciągów),
- Washington Column – Astroman 5.11c RP (12 wyciągów),
- Royal Arches – Serenity Crack + The Sons of Yesterday 5.10d OS (8 wyciągów) Michał z partnerem z Norwegii,
- Sentinel Rock – Chuinard – Herbert 5.11c OS (15 wyciągów).
Chcieliśmy serdecznie podziękować PZA za patronat i wsparcie finansowe oraz wrocławskim sklepom “Pietros” za wsparcie sprzętowe.
Michał Kajca (Szkoła Wspinaczki “Granit”)
Jarosław Liwacz (Sudecka Szkoła Wspinaczki)
Uwaga: prelekcja z powyższego wyjazdu odbędzie się podczas wigilii klubowej 18 grudnia.
Relację Blondasa można przeczytać na Wspinaniu.pl.